Wideo, na którym Swiatłana Cichanouska mówi o swoim wyjeździe za granicę, zdaje się ukazywać kobietę przegraną, przerażoną, zastraszoną przez reżim. Cichanouska powtarza, że „wszystko, co się teraz wydarza", nie jest warte życia nawet jednego człowieka, a dla niej, kandydatki „zastępczej", liczy się przede wszystkim dobro dzieci. Oczywiście można zadać pytanie, czy ktoś taki jak ona nadaje się na lidera antyłukaszenkowskiej opozycji. Czy ma dość siły, determinacji, by stanąć na czele ruchu narodowej alternatywy?

Takie pytanie byłoby jednak nieuczciwe, bo dużo ważniejsze jest, jaką presję wywarto na Cichanouską, by ją z gry o Białoruś wyeliminować. Wiadomo, że po wyborach spędziła kilka godzin w siedzibie CKW Białorusi. Najpewniej stosowano wobec niej groźby i szantaż. Możliwe, że dano jej alternatywę: wyjeżdżasz za granicę albo nieznani sprawcy zajmą się twoją rodziną. Czy żona aresztowanego blogera i jedyna opiekunka dwójki małych dzieci może taką presję wytrzymać? Wymagałoby to nadzwyczajnego heroizmu. Jedyne, co powinno zostać w naszych głowach, to zbydlęcenie reżimu, który posługuje się takimi metodami.

A jednak – zgodnie z naszą wiedzą – Swiatłana Cichanouska, możliwe że całkiem przypadkowa bohaterka Białorusi, nie zamierza się poddać. Wkrótce, z Litwy, gdzie przebywa, ma się ogłosić prezydentem Białorusi. Można podziwiać jej odwagę (część krewnych wciąż jest pod reżimem Łukaszenki), ale ważniejszy jest rozsądek. Jej kapitulacja oznaczałaby rozproszenie kapitału poparcia. Pozostałaby jej rola symboliczna, a nie faktyczna. A zbuntowani Białorusini potrzebują faktów. Punktu odniesienia. Cichanouska nawet z zagranicy może uczestniczyć w realnej polityce. Gromadzić poparcie, doprowadzić do powstania struktur. Gniew i protesty nie wystarczą. Młodzi Białorusini muszą odrobić swoją lekcję historii. Polski bunt w latach 80. zinstytucjonalizował się w Solidarności, a twarde warunki Jaruzelskiemu w 1989 roku narzuciła mocna struktura Komitetu Obywatelskiego przy L. Wałęsie z czytelnymi liderami i realnym poparciem Zachodu. Opozycja na Białorusi musi się więc zinstytucjonalizować. Dopiero wtedy naród będzie mógł nie tylko spojrzeć w oczy dyktatora, ale też zobaczyć w nich strach.

Kto odgadnie scenariusz dla Białorusi? Oprócz wciąż silnego Łukaszenki w grę weszli Rosjanie, którzy zapewnili, że w przypadku pogorszenia się sytuacji zareagują zgodnie z postanowieniami traktatu o bezpieczeństwie zbiorowym. Można też mieć wrażenie, że temat stał się również ważny dla Amerykanów, czego dowodem mogą być rozmowy Mike'a Pompeo w Warszawie. Ale wolność Białorusinów zależy od nich samych. Wolności nie otrzymuje się na tacy, nie da się jej wykrzyczeć na ulicach stolic demokratycznych państw. Wolność trzeba wywalczyć u siebie w domu. I trzeba mieć lidera. Powrót Cichanouskiej daje nadzieję.