Tomasz Krzyżak: Komisja świętego spokoju

Ustawę o komisji ds. pedofilii przyjęto w trzy dni, by potem na rok o niej zapomnieć. To dobrze ilustruje stosunek rządzących do sprawy molestowania nieletnich.

Aktualizacja: 18.07.2020 12:23 Publikacja: 16.07.2020 18:49

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Foto: Fotorzepa, Sławomir Mielnik

Posłowie wybrali swoich przedstawicieli do państwowej komisji ds. wyjaśniania przypadków pedofilii. W jej składzie nie będzie zgłoszonego przez PSL-Kukiz'15 ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Jego kandydatura nie przypadła do gustu głównie posłom PiS.

Duchowny zareagował emocjonalnie. Napisał na Facebooku, że nie znalazł się w komisji, bo PiS musiało „odwdzięczyć się władzom polskiego Kościoła za ustawiczne poparcie polityczne". „A dla władz tych niezależna i sprawnie działająca komisja państwowa ds. pedofilii to śmiertelne zagrożenie" – stwierdził.

Nie wiem, na co ks. Isakowicz-Zaleski liczył, ale jeżeli wydaje mu się, że komisja wyjaśni jakąkolwiek sprawę pedofilską, to się myli. Celem jej sformowania – co zresztą było widać od początku prac nad jej stworzeniem – było tylko wytworzenie wrażenia, że rząd traktuje sprawę pedofilii z należytą powagą.

Problem molestowania seksualnego nieletnich w Kościele, i w ogóle w polskim społeczeństwie, nie jest nowy. Zanim wymyślono komisję, Marek Michalak – przez dziesięć lat rzecznik praw dziecka – wiele razy postulował, by stworzyć na poziomie rządowym ogólnopolski program ochrony dzieci i młodzieży. Kierował w tej sprawie monity m.in. do ministrów rządu Beaty Szydło. Odpowiadano mu, że nie ma takiej potrzeby, bo istniejące uregulowania są dobre.

Potem w różnych kręgach pojawiały się pomysły utworzenia komisji ds. pedofilii. Rząd nie widział potrzeby jej istnienia. Ale kiedy w ubiegłym roku tuż przed wyborami do europarlamentu i na kilka miesięcy przed wyborami do Sejmu i Senatu miał premierę pierwszy film braci Sekielskich o pedofilii w Kościele, okazało się, że komisja jednak jest potrzebna.

Rok temu w lipcu ustawę o jej utworzeniu, wedle projektu ówczesnego szefa Kancelarii Premiera Jacka Sasina, uchwalono w Sejmie. Wystarczyły trzy dni. 16 lipca przyjął ją rząd, a w nocy z 18 na 19 lipca posłowie. Debata trwała 50 minut. Ustawa weszła w życie 26 września – dwa tygodnie przed wyborami. I na tym się skończyło. Potrzeba było dopiero drugiego filmu Sekielskich, by ktoś zabrał się do wcielania w życie jej przepisów.

Wszystko to dość jednoznacznie pokazuje, jaki jest ogólny stosunek rządzących do molestowania nieletnich. Niby problem jest, ale są inne, ważniejsze...

Odrębną kwestią jest sama komisja. Nie bardzo wiadomo, na jakich zasadach ma działać, jakie będzie mieć kompetencje, kto i w jaki sposób będzie mógł się do niej zgłaszać. Wiadomo za to, że roczny budżet ocenia się na 12 mln zł, a członek komisji ma zarabiać ok. 10 tys. zł brutto.

Ks. Isakiewiczowi-Zaleskiemu zależy na tym, by Kościół się oczyścił. Ale droga do tego przez taką komisję to droga donikąd.

Posłowie wybrali swoich przedstawicieli do państwowej komisji ds. wyjaśniania przypadków pedofilii. W jej składzie nie będzie zgłoszonego przez PSL-Kukiz'15 ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Jego kandydatura nie przypadła do gustu głównie posłom PiS.

Duchowny zareagował emocjonalnie. Napisał na Facebooku, że nie znalazł się w komisji, bo PiS musiało „odwdzięczyć się władzom polskiego Kościoła za ustawiczne poparcie polityczne". „A dla władz tych niezależna i sprawnie działająca komisja państwowa ds. pedofilii to śmiertelne zagrożenie" – stwierdził.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Adam Bodnar ujawnia nadużycia ws. Pegasusa. To po co jeszcze komisja śledcza?
Komentarze
Mirosław Żukowski: Chińczycy trzymają się mocno. Afera z dopingiem zamieciona pod dywan?