Dziennikarz RMF FM Tomasz Skory przypomniał na Twitterze, że 30 stycznia 1987 r. „uchwałą Rady Państwa pani Julia Przyłębska została powołana na stanowisko sędziego Sądu Rejonowego w Poznaniu”. Tak, chodzi o obecną I prezes Trybunału Konstytucyjnego. Nieco wcześniej - w 1980 roku - taką samą nominację otrzymał reprezentujący obecnie Polskę w KE Janusz Wojciechowski.

Fakt ten nie byłby wart uwagi – skoro obecna I prezes TK, czy polski komisarz w UE zaczynali karierę sędziowską w czasach PRL-u, to na stanowiska musiała ich powołać Rada Państwa - innej możliwości nie było. Problem w tym, że – cytując premiera Mateusza Morawieckiego z „Die Welt” – polskie sądownictwo wymaga reform ponieważ „komunistyczni sędziowie szkolili swoich następców w latach 90. i tym samym kształtowali ich”. A prezydent Andrzej Duda nie kryje oburzenia, że „jest cały czas wśród tych ludzi (sędziów) jeszcze wielu (…), którzy swoje pierwsze legitymacje sędziowskie otrzymali jeszcze od komunistycznej władzy”. - Tamto im się podobało, teraz im się nie podoba – mówił z ogniem w oczach prezydent podczas spotkania w Brojcach.

No i mamy problem. Albo bowiem uzyskanie nominacji sędziowskiej od Rady Państwa PRL jest na tyle dyskwalifikujące, że nawet sędziowie, którzy taką nominację otrzymali już w III RP, ale byli „kształtowani przez komunistycznych sędziów”, muszą zniknąć z polskiego wymiaru sprawiedliwości, by współczesna Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. I wtedy prezes TK należy jak najszybciej objąć personalną rewolucją w sądach. Albo jest tak, że nominacja od Rady Państwa PRL nie jest istotnym argumentem w dyskusji czy ktoś jest dobrym, czy złym sędzią – ale wtedy cała narracja wyjaśniająca kierunek zmian w sądownictwie rozsypuje się niczym domek z kart.

Tertium non datur, ponieważ jeśli uznamy, że sędzia nominowany przez Radę Państwa jest zły – z wyjątkiem sytuacji, w której, parafrazując prezydenta, „teraz mu się podoba” – to trudno mówić o rewolucji moralnej. To raczej dobrze znane z lat 90-tych TKM. A przypomnę, że „M” w tym skrócie moralności bynajmniej nie oznacza.

Może więc – to taka nieśmiała propozycja – zmieńmy paradygmat rewolucji. Kazimierz Pawlak z „Samych swoich” tłumaczył swojej Mańce, iż „powinno jej zaświtać historyczne myślenie, że Polska nie dzieli się na Kresowych i resztę tylko na mądrych i głupich”. Rewolucja prowadzona według tego drugiego klucza wyszłaby nam wszystkim na dobre.