- Nie interesuje was dobro dzieci; was interesuje walka polityczna - mówił minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, odpowiadając na pytania posłów podczas debaty o zaostrzeniu Kodeksu karnego, w tym podniesieniu kar za pedofilię. Używał przy tym ostrych sformułowań (np. „dzięki tym zmianom bandyta będzie mógł trafić do pierdla na 30 lat”) oraz nazwał argument o tym, że kara powinna być nieuchronna „uniwersyteckimi bzdurami”.

Opozycja próbowała protestować. - Projekt zmian w Kodeksie karnym zawiera wiele błędów i absurdów, przeprowadzając go pokazujecie, że stoicie po stronie księży-pedofilów, wykorzystujecie debatę po filmie braci Sekielskich, by stać po stronie bezkarności Kościoła - ripostowała Joanna Scheuring-Wielgus (partia TERAZ!).

A Krzysztof Paszyk z PSL wypominał PiS, że „przeoraniem Kodeksu karnego chce przykryć brak decyzji w sprawie powołania komisji ds. pedofilii w Kościele”. - To za waszych rządów nastąpił wzrost przestępczości o prawie 21 procent w przypadku przestępstwa seksualnego wykorzystywania małoletnich oraz wzrost przestępczości o blisko 46 procent wszystkich przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajowości - mówił.

To tylko mały fragment sporów, do których doszło wczoraj w Sejmie. Ostry język nie powinien jednak przysłonić istoty sprawy czyli odpowiedzialności politycznej za to, że przez szereg lat, podczas rządów wielu partii politycznych, pedofile w Kościele katolickim cieszyli się bezkarnością. A najważniejsze pytanie, to dziś rozważenie, czy działania prawne, do których dojdzie na skutek zmian wprowadzanych przez PiS, mają na celu zarobienie dla tej partii paru punktów w sondażach, czy też ochronę ofiar i zadośćuczynienie ich krzywdzie. Gdyby obecna władza, przeprowadzając swój projekt przez parlament odniosła się do koncepcji powołania niezależnej od Kościoła komisji - być może potrafiłaby obronić twierdzenie, że działa „na rzecz dobra dzieci”, ale samo zaostrzenie kar niczego tu przecież nie zmieni. Z danych podawanych przez rząd wynika, że księża byli karani rzadko, bo Kościół ukrywał takie zdarzenia. Takie same wnioski płyną też z filmu braci Sekielskich. Jaka jest więc gwarancja, że Kościół sam z siebie będzie teraz umożliwiał osądzenie sprawców? Albo, że państwowa policja będzie ich lepiej ścigać, skoro nie udawało jej się to do tej pory? Skąd czerpać pewność, że zaostrzone paragrafy będą w ogóle używane wobec osób duchownych, jeśli państwo nie będzie sprawowało kontroli nad postępowaniem w takich sprawach, a na ukrywających prawdę kuriach i zakonach nie będzie spoczywać odpowiedzialność finansowa za krzywdy ofiar?

Film o pedofilii w Kościele rozchodzi się w sieci błyskawicznie (obejrzano go już 16 milionów razy), głównie jednak w wielkich miastach. Bardzo niskie zainteresowanie tematem występuje np. w województwie podkarpackim czy lubelskim - informuje „Polityka w Sieci”. Żyjemy więc w informacyjnych bańkach, których nawet ostre starcia polityków nie są w stanie przebić.