Nie jest to jednak efekt poprawy organizacji funkcjonowania transportu kolejowego. To jedynie skutek mniejszego ruchu na torach spowodowanego niską frekwencją pasażerów i wycofaniem części składów. W rezultacie zwiększyła się przepustowość linii i dzięki temu pociągi były mniej narażone na opóźnienia. W porównaniu z rokiem 2019, gdy punktualność pociągów pasażerskich wynosiła 92,5 proc., w ub. roku odsetek tych docierających o wyznaczonym czasie zwiększył się do 94,6 proc.
Słabnący ruch pasażerski pomógł pociągom towarowym. Te drugie notują zawsze dużo większe opóźnienia, bo w razie jakichkolwiek komplikacji w ruchu muszą zawsze ustępować pociągom pasażerskim. W 2020 r. ich punktualność wzrosła do 46,1 proc. z 41,6 proc. w roku 2019.
Wśród przyczyn opóźnień pociągów pasażerskich nadal duży udział mają te związane z taborem. - W 2020 r. ponad jedna czwarta łącznego czasu opóźnień pociągów spowodowana była przez usterki i defekty składów i wynikające z tego problemy – mówi Ignacy Góra, prezes UTK.
W ostatnich tygodniach problemem okazuje się także ostra zima i awarie urządzeń sterowania ruchem oraz problemy na sieci trakcyjnej. Przykładowo na początku drugiej połowy stycznia trzeba było odwołać ponad 150 pociągów, punktualność zmalała do poziomu poniżej 50 proc., opóźnienia w ruchu sięgały kilku godzin. Największy problem z punktualnością mają pociągi dalekobieżne. W czwartym kwartale 2020 r. punktualność PKP Intercity wyniosła 87,2 proc., gdy np. w lokalnej Warszawskiej Kolei Dojazdowej było to 99,5 proc., a w trójmiejskiej PKP SKM 98,8 proc. Średni czas opóźnień dla pociągów pasażerskich wyniósł 8 minut i 14 sekund.
W przypadku składów towarowych opóźnienia wciąż pozostają potężne. W ostatnim kwartale ub. roku średni czas opóźnień przekraczał 10 godzin (637 minut). na ten fatalny wynik zapracowały przede wszystkim przewozy krajowe, gdzie średnie opóźnienia w ostatnich trzech miesiącach 2020 r. wyniosły 705 minut, gdy w ruchu międzynarodowym były niemal o połowę mniejsze i wynosiły 393 minuty.