"Donald Tusk i Jarosław Kaczyński wspólnie ponoszą odpowiedzialność za przerwanie ciszy i zgody narodowej po 10 kwietnia 2010 r. To oni odarli nas z przekonania, że katastrofa jest sprawą państwową, nie partyjną, a ofiary reprezentowały nas wszystkich" - pisała w 2014 roku Jadwiga Emilewicz.
"Po czterech latach od katastrofy pod Smoleńskiem nadal niewiele o niej wiemy. Rządzący zakpili sobie z nas, nie próbując nawet wyjaśnić, co się stało 10 kwietnia 2010 roku. Nie ma w nich determinacji równej tej, z jaką ostatnio poszukiwano wraku samolotu malezyjskich linii lotniczych. Ale to nie dziwi już nikogo, ponieważ żadna ze stron nie jest zainteresowana wyjaśnieniem tragedii. Dwie największe partie na konflikcie budują swoją polityczną tożsamość. Program PiS i PO sprowadza się do jednego postulatu – zniszczyć przeciwnika" - uważała obecna minister. Tekst ukazała się na łamach "Rzeczpospolitej"
W porannym Salonie Politycznym Trójki Emilewicz tłumaczyła się ze swoich słów. - Publicystyka rządzi się swoimi prawami. Używamy fraz retorycznych raz bardziej szczęśliwych, raz mniej szczęśliwych - powiedziała.
- Myślę, że szef obozu Zjednoczonej Prawicy miał okazję czytać na różnych forach różne nasze teksty, które się pojawiły. To nie jest tekst tajny - dodała.
Emilewicz podkreśliła jednocześnie, że najważniejszym przesłaniem tego tekstu jest fakt, że "tragedia smoleńska była największą tragedią polskich elit jaka wydarzyła się na pewno po '89 roku, i również zapewne w drugiej połowie XX wieku".