W październiku sprzedaż detaliczna zwiększyła się realnie, czyli przy założeniu stałości cen, o 4,6 proc. rok do roku, a ankietowani przez „Rzeczpospolitą" ekonomiści przeciętnie szacowali, że listopad był nieco gorszy. Spodziewali się odczytu na poziomie 4,2 proc.
Czytaj także: Sklepy obłowią się na nowym 500+
Za wyhamowanie wzrostu sprzedaży detalicznej, mierzonej przez GUS wyłącznie w sklepach zatrudniających co najmniej 10 osób, przemawiał przede wszystkim układ kalendarza. Tegoroczny listopad liczył o jeden dzień roboczy mniej niż w 2018 r., mniej było też handlowych niedziel.
Źródłem niespodzianki mógł być tzw. czarny piątek, czyli okres promocji z końca listopada. Jego popularność wśród konsumentów w Polsce systematycznie rośnie, a część wydatków przedświątecznych przesuwa się z grudnia właśnie na listopad. Patrząc z tej perspektywy, piątkowe dane GUS są rozczarowujące. Poprzednio w listopadzie sprzedaż rosła wolniej w 2014 r. W ub.r. wzrosła w tym miesiącu o 6,9 proc. rok do roku, a w 2017 r. o 8,8 proc.