Niemcy, kierujące obecnie pracami UE, chcą, by w środę odbyła się dyskusja ambasadorów państw członkowskich w sprawie koordynacji restrykcji wprowadzanych dla podróżujących w strefie Schengen. Bo wraca bałagan: państwa wprowadzają obostrzenia – takie jak zakaz wjazdu, nakaz kwarantanny czy testów – według różnych kryteriów epidemiologicznych. A czasem nawet bez ich uwzględniania. Bruksela zamierza w najbliższych dniach przygotować rekomendacje w tej sprawie do przyjęcia przez unijną Radę (ministrów państw UE). – Zaproponujemy wspólne kryteria oceny ryzyka epidemiologicznego, wspólny kod kolorów i wspólne zasady dotyczące powrotów z ryzykownych terenów, jak testowanie i kwarantanna – powiedział we wtorek Christian Wiegand, rzecznik Komisji. – Restrykcje powinny być skoordynowane, transparentne, proporcjonalne i niedyskryminacyjne – mówił.

Czytaj także: Dokąd nie polecimy przez te dwa tygodnie

Zakaz dyskryminacji

Bruksela nie może państwom członkowskim nakazać stosowania określonych kryteriów, bo to one odpowiadają za bezpieczeństwo epidemiologiczne obywateli. Ma jednak nadzieję, że wszyscy uznają wspólne zasady za korzystne. Może natomiast zakazać dyskryminacji ze względu na narodowość. I o to oskarżyła właśnie Węgry, które od 1 września zamknęły granice dla cudzoziemców z wyjątkiem Polaków, Czechów i Słowaków. List w tej sprawie do węgierskiego rządu wysłała dwójka komisarzy: sprawiedliwości Didier Reynders i spraw wewnętrznych Ylva Johansson. Przypominają, że swoboda przepływu osób nie może być ograniczana dla obywateli wybranych krajów. To, co państwa mogą robić, i robią, to wprowadzać restrykcje dla przyjezdnych z wybranych krajów i regionów, które można uznać – na podstawie obiektywnych danych – za obarczone dużym ryzykiem epidemiologicznym.

Przepisowy bałagan

Węgry to przypadek skrajny, bo podjęły decyzję, kierując się wyłącznie motywami politycznymi – pozostawiły granice otwarte dla partnerów z Grupy Wyszehradzkiej. Inni decydują na podstawie danych naukowych, ale problem polega na tym, że biorą pod uwagę różne wskaźniki. Pierwsza różnica polega na tym, czy analizuje się kraje, czy regiony. Np. Polska ocenia ryzyko dla całego kraju, tymczasem Belgia prowadzi analizę na poziomie regionów. I np. przybywający z Paryża (oznaczonego kolorem czerwonym) muszą przejść 14 dni kwarantanny, wracający z Prowansji (oznaczonej kolorem czerwonym) muszą zachować czujność, a podróżujący z Pas-de-Calais (oznaczonego kolorem zielonym) mogą być spokojni. Co ciekawe, system kolorów we Francji nie jest identyczny z tymi stosowanymi przez Belgię czy niektóre inne kraje. I tu pojawia się drugi problem: w ocenie ryzyka epidemiologicznego państwa sięgają do danych tego samego Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), ale wybierają z nich różne wskaźniki. Dla jednych ważna jest liczba nowych przypadków, dla innych ogniska choroby, jeszcze inni analizują powszechność testowania. Wreszcie trzeci problem to stosowane restrykcje. W niektórych państwach trzeba się pojawić z negatywnym wynikiem testu, w innym – przejść kwarantannę itp.