Chodzi o to, że żadna z platform realizujących crowdfunding udziałowy nie złożyła do Komisji Nadzoru Finansowego wniosku o udzielenie licencji maklerskiej i nic nie zapowiada tego, by miały zamiar to zrobić w najbliższej przyszłości. Takie rozwiązanie wprowadziła ustawa z marca 2018 r. o zmianie ustawy o obrocie instrumentami finansowymi oraz niektórych innych ustaw. Wyznaczyła ona takim firmom termin przejściowy do 21 kwietnia 2019 r. na dostosowanie się do przepisów – mogły albo złożyć wniosek o licencję maklerską, albo dostosować swój model biznesu tak, żeby być w zgodzie z przepisami. Straszak faktycznie jest poważny: – Oferowanie instrumentów finansowych w rozumieniu art. 72 ustawy bez wymaganego zezwolenia zagrożone jest grzywną do 5 mln zł – mówi Jacek Barszczewski, rzecznik KNF. – W przypadku zidentyfikowania takiego przypadku urząd ma obowiązek zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 178 ustawy o obrocie i wpisać taki podmiot na listę ostrzeżeń publicznych KNF – dodaje.
Co ciekawe, KNF twierdzi, że nie wie, jak duży jest ten rynek w Polsce, bo ich nie nadzoruje.
Ustawa nie zakazuje działalności platformom bez licencji, jednak ogranicza ich dopuszczalną działalność. Firmy nie mogą oferować instrumentów finansowych, przyjmować i przekazywać zleceń nabycia lub zbycia instrumentów finansowych. Platformy zapewniają oczywiście, że działają zgodnie z prawem. – Nie wystąpiliśmy o licencję, bo w tej formule, w jakiej działamy, nie potrzebujemy być biurami maklerskimi – mówi Arkadiusz Regiec. To samo mówi prezes innej liczącej się platformy.
– Crowdway od początku prowadzi działalność wyłącznie w zakresie niestanowiącym działalności maklerskiej, dlatego też obecny model biznesowy nie wymaga od nas uzyskania licencji – mówi Jakub Niestrój, prezes Crowd Ventures. Z tematem mierzył się też Ludwik Sobolewski, b. prezes GPW, obecnie prezes Emerging Europe Marketplace. – Wspólnie z innymi platformami doszliśmy do przekonania, że to marcowe stanowisko KNF wcale nie zmusza do wystąpienia o licencję, tylko trzeba to robić tak, by uniknąć zarzutu oferowania – mówi Ludwik Sobolewski, którego zdaniem warunki prowadzenia tego biznesu w UE są dużo łatwiejsze. – W Polsce to slalom z niepotrzebnie wielką liczbą tyczek, których nie wolno przewrócić – mówi.
A rynek rośnie. Rekordem zakończyła się w ubiegły piątek zbiórka browaru Pinta, który na zbudowanie nowego zakładu zebrał 4,14 mln zł. Zdaniem Niestroja ten najwyższy wynik spośród dotychczasowych zbiórek dowodzi, że browar miał przekonujący inwestorów biznesplan i zbudował zaangażowaną społeczność. To jednocześnie źródło problemów platform – sukces zbiórek zależy od skutecznej komunikacji z inwestorami, informacja musi dotrzeć do tysięcy osób. A właśnie dopiero licencja pozwala na promowanie sprzedaży udziałów. – Nieodłącznym elementem equity crowdfundingu jest kampania marketingowa – mówi Wiktor Andrzejewski, rzecznik prasowy Beesfund. Kampanie trafiają głównie do internetu, mediów społecznościowych, do tego mailingi, reklamy w Google'u, spotkania z akcjonariuszami. Wydatki mogą przekraczać 200 tys. zł. W tym wszystkim platformom zostaje rola „słupów ogłoszeń".
Sobolewski tłumaczy, że komisja ani nie zakazała działalności, ani nie wskazała, że jedyną możliwością jest przekształcenie się w domy maklerskie, a ostrzeżenia KNF są logiczna konsekwencją restrykcyjnego przepisu. – Ale KNF powiedział też wyraźnie, że platformy prowadzące emisję na rzecz spółek akcyjnych mogą publicznie promować, że prowadzą emisję, nie mogą tylko wysyłać dokumentów i prospektów potencjalnym inwestorom. Niestety, według polskiej definicji niemal wszystko można podpiąć pod oferowanie – przyznaje Sobolewski.