Niezwykłość jego talentu polegała między innymi na tym, że doceniany był nie tylko przez profesjonalistów i muzycznych koneserów, ale i przeciętnych słuchaczy.
Morricone uważał, że jego twórczość kompozytorska przez całe życie zawodowe biegła dwutorowo – pisał muzykę filmową, ale i taką, która istniała bez żadnego kontekstu. Ta druga – była dla niego absolutna, czyli od początku do końca własna.
Muzykę komponowaną do filmów nazywał użytkową, podporządkowaną cudzej koncepcji.
Nie z każdym chciał współpracować, bo potrzebował obszernego marginesu wolności na realizację własnej wizji.
- Kilku zwolniło mnie, ale częściej ja rezygnowałem – przyznawał. – Relacja z reżyserem musi opierać się na przyjaźni i zaufaniu.