Aktorzy dali radę, włącznie z Bogusławem Lindą jako Franzem Maurerem. Zagrał swoje i kobiety będą płakać! W trudnej, bo dramatycznej roli ojca, który stracił syna w policyjno-gansterskim pojedynkach, wystąpił Cezary Pazura. Dobre wrażenie robi postać Marcina Dorocińskiego, który łączy środowisko starych, ideowych „psów” oraz nowych, skorumpowanych.
W ogóle to na początku nie jest źle: Maurera wychodzącego z więzienia po 25 latach wita przed bramą tylko zagraniczna delegacja… GRU. Padają pogróżki, a jak się wkrótce dowiadujemy, bomba zegarowa nastawiona przez naszych przyjaciół z Moskwy została uruchomiona i żaden saper z „Czterech pancernych” jej nie będzie chciał rozbroić.
Bardzo udana jest scena pościgu na autostradzie z karambolem prawie-że-godnym „Blues Brothers”, jednak potem, poza dialogami, które wpadają w ucho – z filmu uchodzi powietrze jak z promocyjnego balonika.
Do pierwszej części trylogii, szokującej ostrością analizy przemian ustrojowych po 1989 r., „W imię zasad” się nie umywa. Żadnych odkryć i rewelacji. Na szczęście jest lepiej niż w pretensjonalnym filmie "Psy 2. Ostatnia krew".
Zawodzi przede wszystkim scenariusz, a jeśli trzeba równać do najlepszych, porównajmy nowy film Pasikowskiego do „Irlandczyka” Martina Scorsese. Tam też mamy powrót starych bohaterów i zasłużonych aktorów, ale poza melancholią otrzymaliśmy zaskakującą, brutalną wizję związków zawodowych i amerykańskiej polityki, uwikłanych w mafijne relacje nawet na poziomie Białego Domu. Pasikowski imponował podobną odwagą odkryć w pierwszej części. Teraz też tematów w polskiej polityce jest bez liku, a on (czyżby działała jakaś cenzura?), jedynie kanibalizuje dwa wątki zapożyczone z mediów: policjantów, którzy zabili paralizatorem przesłuchiwanego oraz rosyjskie służby specjalne, które zabijają substancjami radioaktywnymi przeciwników Putina.
Film, który miał być kultowy, grzęźnie w poczekalni komisariatu oraz w jego toalecie. Z kolei mająca dokonać przełomu scena strzelaniny z udziałem helikoptera, transportera oraz oddziału antyterrorystycznego – robi wrażenie średniobudżetowego paradokumentu z telewizji o małym zasięgu, czyli superczołgu z dykty.
Wypada się cieszyć, że Franz Maurer, choć nie obywa się bez strat w układzie pokarmowym, jednak wygrywa pojedynek z GRU. Choć były ubek, to jednak patriota!
Musimy być tylko świadomi co nam grozi. Za zwycięstwo superpsa zapłacimy cenę na arenie międzynarodowej - prezydent Putin na pewno skrytykuje Polskę za rozpętanie III wojny światowej!