Tak jest, ponieważ UE to gospodarczy gigant, ale demokratyczny karzeł. Większość europejskich praw traktuje o handlu, rolnictwie, usługach, przemyśle i konkurencji. Do funkcjonowania wspólnego rynku potrzebny jest nie tylko rozbudowany system prawa, lecz również sprawne sądownictwo, bez którego aktorzy gospodarczy są na łasce politycznych i kapitałowych manipulatorów. Jeśli państwa członkowskie odmawiają stosowania europejskich praw lub ignorują wyroki sądów, uderza to w uczestników życia gospodarczego, działających na wspólnym rynku. Tę prawdę rozumie nawet obecny rząd brytyjski, lecz najwyraźniej nie rozumie jej polski, a nawet opozycja.

Opozycja prosi Europę o obronę polskiej demokracji, rząd mówi o europejskim dyktacie. Problem w tym, że współczesna demokracja powstała w ramach państw narodowych. Choć UE ma swój parlament, to jednak władza jest głównie w rękach przywódców państw członkowskich. Ponadto, za stołem decyzyjnym w Europie jest coraz więcej polityków nieliberalnych. Na ich poparcie liczy dzisiaj PiS, który odmawia Unii prawa do ingerowania w polski kształt demokracji. Opozycja argumentuje, że demokracja europejska ma pierwszeństwo przed demokracją państw członkowskich, lecz nie jest to przekonujące w świetle europejskich traktatów. Głównym zadaniem opozycji powinna być zatem praca w terenie nad odzyskaniem straconych wyborców, a nie kampania w Brukseli. Powinna przekonać Kowalskiego, a nie von der Leyen, że niezależność sądów jest dla Polski ważna. Co nie znaczy, że polityka PiS wobec Unii jest zasadna.

Polska jest dziś tygrysem gospodarczym nie dlatego, że otrzymała z Brukseli sporą gotówkę, lecz dlatego, że jest częścią wspólnego rynku. Groźba odcięcia od niego jest większa niż groźba finansowych sankcji. Morawiecki i Orbán mogą przekonywać innych premierów, by traktowali Polskę łagodnie. Nie mogą oni jednak przekonać europejskich aktorów gospodarczych, że biznes z Polską jest bezpieczny bez niezależnych sądów. Czasami biznes przymyka oczy na praworządność w krajach obfitujących w gaz lub ropę, lecz ta logika nie obejmuje Polski. Możemy dyskutować nad siłą i słabością unijnej demokracji, lecz członkostwo w Unii traci sens, gdy brak warunków na współpracę gospodarczą.