Na Węgrzech, jak podał we wtorek tamtejszy urząd statystyczny, wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł w kwietniu o 5,1 proc. rok do roku, najbardziej od listopada 2012 r., po zwyżce o 3,7 proc. w marcu. Tak wysokiej inflacji CPI nie doświadcza obecnie żaden inny kraj UE. W Polsce w kwietniu inflacja wzrosła do 4,3 proc. z 3,2 proc. w marcu. Z kolei w Czechach, jak wynika z wtorkowych danych, sięgnęła 3,1 proc., (w marcu 2,3 proc.).
Czytaj także: Inflacja wystrzeliła. Mocne uderzenie w kieszenie Polaków
W każdej z tych trzech gospodarek inflacja przekroczyła zarówno cel inflacyjny banku centralnego, jak i górną granicę pasma dopuszczalnych odchyleń od tego celu. Kolejnym wspólnym mianownikiem jest to, że wszędzie do wzrostu inflacji przyczynia się głównie odbicie cen ropy naftowej po załamaniu sprzed roku.
Jako pierwszy zareaguje prawdopodobnie Narodowy Bank Czech (CNB). – Jest już jasne, że posiedzenie CNB w czerwcu lub w sierpniu przyniesie pierwsze zaostrzenie polityki pieniężnej – ocenił Jakub Seidler, ekonomista z banku ING. Oczekiwania na taki ruch CNB na rynkach finansowych nasiliły się w zeszłym tygodniu, gdy prezes tej instytucji Jiri Rusnok oświadczył, że podwyżka stóp procentowych w tym roku jest przesądzona.
To pewien paradoks, że CNB będzie pierwszym w regionie (i w całej UE), który rozpocznie normalizację polityki pieniężnej. W ocenie ekonomistów w Czechach – inaczej niż w Polsce i na Węgrzech – inflacja już w czerwcu wróci do przedziału dopuszczalnych odchyleń od celu CNB, który wynosi 2 proc. Jednocześnie główna stopa procentowa w Czechach (0,25 proc.) jest wyższa niż w Polsce (0,1 proc.), choć niższa niż na Węgrzech (0,6 proc.).