– Nie pozostaje nam nic innego, rząd włoski nie dał nam alternatywy – tymi słowami Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący Komisji, rozpoczął we wtorek konferencję prasową. Po raz pierwszy w historii Bruksela odrzuca budżet przygotowany przez państwo strefy euro, bo w sposób niespotykany do tej pory tak wyraźnie odbiega on od unijnych rekomendacji.
Rządząca w Rzymie koalicja dwóch populistycznych partnerów chce realizować swoje obietnice wyborcze. Prawicowa Liga Północna potrzebuje pieniędzy na obniżki podatków, lewicowy Ruch Pięciu Gwiazd na powszechny dochód minimalny. Dodatkowo obie partie chcą poluzowania systemu emerytalnego i rozkręcenia publicznych inwestycji. Dlatego rząd zamiast obniżać deficyt, co jest obowiązkiem w czasach koniunktury, proponuje jego zwiększenie z 1,8 proc. PKB w tym roku do 2,4 proc. w 2019 roku. Tymczasem Włochy już teraz są najbardziej zadłużonym krajem Europy.
Wojna z Brukselą będzie miała wpływ nie tylko na gospodarkę kraju, lecz także na sytuację w innych państwach strefy euro. Jeśli Włochy nie poprawią budżetu, to możliwe są sankcje finansowe w wysokości nawet 8,7 mld euro rocznie.
Ale to nie wszystko. – Tak otwarty konflikt doprowadzi do spadku wiarygodności Włoch. Jeśli agencje ratingowe obniżą ocenę obligacji tego kraju do poziomu śmieciowego, to skutki finansowe dla włoskich przedsiębiorstw i rodzin, nie mówiąc o kosztach finansowania długu publicznego, przewyższą znacznie kary nałożone przez Brukselę – tłumaczy Gregory Claes, ekspert brukselskiego think tanku Bruegel. Według niego dla Polski na razie nie powinno to mieć znaczenia. Dopiero jeśli konflikt przekształci się w głęboki kryzys na rynkach, odczuliby to wszyscy w UE.
We wtorek na giełdach panował duży niepokój. WIG20 spadł o ponad 2 proc., podobnie jak niemiecki DAX.