#RZECZoBIZNESIE: Jerzy Hausner: Zamiast o gigantach, myślmy o tym, co jest solą przedsiębiorczości

Dzisiaj o dynamice polskiej gospodarki decydują duże przedsiębiorstwa z udziałem kapitału zagranicznego. Jeśli chcemy być mniej uzależnieni od sytuacji na innych rynkach, musimy mieć własne przedsiębiorstwa, które są międzynarodowymi graczami – mówi Jerzy Hausner, ekonomista, były wicepremier, były członek Rady Polityki Pieniężnej, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 23.05.2018 12:09 Publikacja: 23.05.2018 12:03

#RZECZoBIZNESIE: Jerzy Hausner: Zamiast o gigantach, myślmy o tym, co jest solą przedsiębiorczości

Foto: tv.rp.pl

Opór po stronie rządowej w sprawie wsparcia dla opiekunów niepełnosprawnych, to znak, że pieniądze do rozdawania na cele socjalne już się kończą?

Nie sądzę. Mamy do czynienia z dwoma czynnikami. Polityczno-psychologiczny czynnik polega na tym, by nie stworzyć sytuacji, w której każda grupa, która wystarczająco uparcie upomina się o swoje na końcu to wywalczy. Chodzi o to, aby nie tworzyć zachęty. Im dłużej jednak ta próba sił trwa, tym rząd utwardza swoje stanowisko i w sumie traci.

Premier chce się pokazać jako ktoś, kto rzeczywiście kieruje Radą Ministrów. Sytuacja w której ministrowie mogliby mieć taką swobodę, że załatwialiby sprawy bez całościowego spojrzenia, jest dla premiera w jego poczuciu zagrożeniem. On nie daje zielonego światła minister Rafalskiej, choć ona miałaby ochotę tę sprawę załatwić.

Myślenie, że nie możemy posuwać się dalej w pomnażaniu wydatków sztywnych jest słuszne. Ale to społecznie mało wiarygodny argument w sytuacji, gdy nie tak dawno zapowiedziano kolejne wydatki sztywne, np. wyprawkę szkolną.

Jest koniunktura, mamy pieniądze, to wydajemy.

Wydajemy. Polityka gospodarcza jest nastawiona na fiskalne podtrzymywanie wzrostu gospodarczego przynajmniej do 2020 r., żeby wygrać kolejne konkurencje w czwórboju wyborczym. Teraz mamy pierwszą konkurencję – wybory samorządowe. To kalkulacja bardziej polityczna niż ekonomiczna.

Czy nowy podatek dla najbogatszych, z którego pokryto by wydatki na wsparcia dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, to dobry pomysł?

Zamiast kolejnej selektywnie dobranej daniny, trzeba rozważyć powrót do stawek podatkowych, które kiedyś PiS obniżył. Podatek nazywany solidarnościowym nie jest żadnym podatkiem solidarnościowym. I nie wiem, czy będzie skuteczny.

Obecność państwa w polskiej gospodarce nie jest już za wielka?

Jeśli chodzi o repolonizację, jest to de facto renacjonalizacja. Kwestionuję pogląd, że spółki skarbu państwa są wydajniejsze. Nasze przeszłe doświadczenia nie wskazują, że to jest droga prowadząca do efektywności i rozwoju gospodarczego.

To nie oznacza, że państwo nie ma do odegrania istotnej roli w gospodarce, m.in. przez dostarczanie określonych usług, które potrzebne są przedsiębiorczości. Czy państwo ma być też inwestorem? Tu byłbym ostrożny. Np. dopiero wtedy, gdy więcej niż połowa pieniędzy, które są potrzebne do zbudowania Centralnego Portu Komunikacyjnego pochodzić będzie od prywatnych inwestorów, nie będę bał się tej inwestycji.

Widać, że rozwija się ręczne sterowanie. Od momentu wejścia „dobrej zmiany" mamy wielokrotne zmiany na stanowiskach w największych spółkach. Nie można oczekiwać dobrego gospodarowania jeśli tak często wylatują i pojawiają się nowi prezesi.

Na końcu będziemy mieli złe gospodarowanie. Będziemy mieli dużo wyższe koszty niż wyniki. Podejście etatystyczne jest błędne. Powinniśmy wyraźnie stawiać na prywatną przedsiębiorczość, co nie znaczy, że państwo ma być bierne.

Co powinno robić?

Jednym z naszych problemów jest to, że poziom umiędzynarodowienia, czyli udziału w gospodarce globalnej średnich przedsiębiorstw krajowych jest za niski. To jest pole do działania. Trzeba zastanowić się jakie bariery uniemożliwiają umiędzynarodowienie tych firm. A co możemy zrobić w sensie pozytywnym, nie naruszając reguł konkurencji.

Dzisiaj o dynamice polskiej gospodarki decydują duże przedsiębiorstwa z udziałem kapitału zagranicznego. Jeśli chcemy być mniej uzależnieni od sytuacji na innych rynkach, musimy mieć własne przedsiębiorstwa, które są międzynarodowymi graczami. Dynamika w tym zakresie jest za niska, demografia polskich przedsiębiorstw jest zła. Małe przedsiębiorstwa rosną za wolno. Zamiast myśleć o gigantach, myślmy o tym, co jest solą przedsiębiorczości.

Wielkie firmy, wielkie inwestycje. Nie ma Pan wrażenia, że plany i działania rządu trochę pachną Gierkiem?

Trudno rząd oskarżać o myślenie w stylu gierkowskim. Premier Morawiecki jest zwolennikiem gospodarki rynkowej. Natomiast widać nurt patriotyzmu gospodarczego, który może się okazać niebezpieczny w konsekwencjach.

To, że chcemy modernizować gospodarkę i ją unowocześniać jest słuszne. Rząd powinien temu sprzyjać, ale jeśli tego nie zrobią prywatni inwestorzy, to nigdy nie będzie trwałe.

Jeśli myślimy o konkurencyjności i innowacyjności zostawmy to prywatnym inwestorom. Gdy ludzie ryzykują własne pieniądze, to nawet jeśli im się nie powiedzie, cały ten mechanizm lepiej będzie służył rozwojowi.

Prezydent podpisał konstytucję dla biznesu. To przełom?

Podoba mi się, że jest to cały pakiet. Czy jest to przełom? Dopiero zobaczymy. Są w rządzie kompetentni ludzie, które chcą i wiedzą jak pobudzić przedsiębiorczość, ale hydra biurokratyczna w różnych miejscach stale podnosi głowę. Nie da się tak łatwo jej osłabić.

Mamy akt prawny, który daje optymizm. Wierzę, że będzie pomocny, ale doświadczenie uczy, że wiele razy dobre rzeczy były psute. Chcę wierzyć, że tym razem będzie inaczej.

Jakie widać zagrożenia dla polskiej gospodarki?

Mamy dobrą koniunkturę, ale z nią jest tak jak z pogodą. Mieliśmy piękną wiosną, ale prędzej czy później będzie pogoda gorsza. Trzeba korzystać z dobrej i przygotowywać się na gorszą. A my tego nie robimy.

Wyraźnie widać, że pogłębia się deficyt zasobów pracy. Dotyczy on średnich i małych przedsiębiorstw. Napotykają na barierę taniej siły roboczej. Dzisiaj nie mają pracowników, albo muszą im płacić więcej. Rachunek zaczyna się załamywać. Po drugie widać, że w dużej części przedsiębiorstw wzrost wynagrodzeń jest wyższy niż wzrost wydajności pracy. Z tego powodu przedsiębiorstwa tracą pozycję rynkową. Stopień zagrożenia upadłością w wielu sektorach gospodarki rośnie.

Po trzecie, powinniśmy mieć nadwyżkę budżetową. Ona jest zapowiadana, ale jej nie ma. Zamiast polityki antycyklicznej prowadzimy politykę procykliczną. Wzrost jest podtrzymywany głównie przez zatrudnienie i konsumpcję, ale nadal nie ma przełomu w inwestycjach prywatnych. Jednak gdyby te ruszyły, będziemy mieli napięcie w bilansie handlowym, bo import będzie rósł szybciej niż eksport. Będzie się nam pogarszała równowaga makroekonomiczna.

Mamy już niepokojące sygnały z zagranicy np. z gospodarki niemieckiej, głównego odbiorcy naszych towarów. Kiedy może dojść do spowolnienia gospodarczego w Europie?

Wyprzedzające wskaźniki koniunktury w Niemczech pogarszają się. Dlatego właśnie w ostatnich kilku miesiącach obserwujemy osłabienie dynamiki polskiego eksportu. Jest mniej zamówień. Ekonomiści oczekują recesji lub przynajmniej wyraźnego osłabienia koniunktury światowej, ale dopiero po 2020 r.

Mamy więc jeszcze trochę czasu, ale czy jesteśmy w stanie cokolwiek przewidywać, kiedy np. Donald Trump może nagle wszystko przewrócić do góry nogami?

Stopień niepewności geopolitycznej jest bardzo wysoki. Nie można wykluczyć szoków gospodarczych z tym związanych. Przykładem jest gwałtowny wzrost ceny ropy naftowej na rynkach światowych. Zwracam uwagę na ogromne przeszacowanie wartości aktywów na światowych giełdach. Kilka tygodni temu na Wall Street nagle o 10 proc. spadła wartość notowań giełdowych największych spółek. Wielu ekonomistów uważa, że to jest największe zagrożenie. To, że mamy nadmiar oszczędności w przedsiębiorstwach, które ich nie inwestują, tylko używają do gry na rynkach finansowych. To, co się zdarzyło w 2007 r. może się powtórzyć.

Nie przewiduję poważnego załamania koniunktury światowej w tym i następnym roku. W polskiej gospodarce spowolnienie jest nieuchronne. Jednak w tym roku będziemy mieli dynamikę zbliżoną do roku poprzedniego, czyli bardzo dobrą.

Ale jak się popatrzy na dynamikę produkcji przemysłowej, to ona jest już niższa. Konsumpcja ciągle rośnie, ale dynamika będzie niższa. W przyszłym roku odczujemy obniżenie wzrostu PKB.

Zejdzie poniżej 4 proc.?

Tak. To wcale nie musi być mocne osłabienie. Jeśli będzie do poziomu 3,5 proc., to nic złego by się nie stało.

Zaczęły się negocjacje w sprawie unijnego budżetu w kolejnej perspektywie. Czy jesteśmy gotowi na to, że pieniędzy dostaniemy mniej, a może nawet dużo mniej?

Obecna perspektywa to żniwa dla polskiej gospodarki. Środki unijne powinny być zainwestowane z myślą o przyszłości, żeby zwiększyć własny potencjał i na nim bazować. A nie, co także ma miejsce, jako stymulator koniunktury.

Wszystkim trzeba spokojnie mówić, że musimy bardziej polegać na własnym potencjale i umiejętnościach, a nie środkach unijnych. Co nie znaczy, że nie mamy o nie zabiegać. Ale nie możemy stale myśleć, że po to jesteśmy w UE, żeby pozyskiwać te środki. Jesteśmy po to, aby skorzystać ze wspólnego rynku, wielkiej przestrzeni gospodarczej.

Pewnie ekonomiści będą i o tym mówić podczas jesiennego kongresu Open Eyes Economy Summit, którego jest Pan duchem sprawczym. Tylko czy coś z tego wynika? Czy politycy słuchają?

Pytanie, czy jedynym adresatem są politycy. Ja takiego kongresu nie organizuję. Mam wrażenie, że jeśli my, ekonomiści, chcemy wpłynąć na to by zmieniać postępowanie, to nie możemy rozmawiać tylko z politykami. Musimy rozmawiać z przedsiębiorcami i ludźmi, którzy zajmują się edukacją czy mediami. Zmiana musi najpierw nastąpić w głowach, później w regulacji, nie odwrotnie. Ciągle wierzymy, że sprawę załatwi regulacja. Wydaje mi się jednak, że sprawę posuwa do przodu otwarte myślenie. Ten kongres nie zajmuje się tym, co było, tylko tym co być może będzie i do czego trzeba się przygotować, aby z tego skorzystać i temu sprostać.

Opór po stronie rządowej w sprawie wsparcia dla opiekunów niepełnosprawnych, to znak, że pieniądze do rozdawania na cele socjalne już się kończą?

Nie sądzę. Mamy do czynienia z dwoma czynnikami. Polityczno-psychologiczny czynnik polega na tym, by nie stworzyć sytuacji, w której każda grupa, która wystarczająco uparcie upomina się o swoje na końcu to wywalczy. Chodzi o to, aby nie tworzyć zachęty. Im dłużej jednak ta próba sił trwa, tym rząd utwardza swoje stanowisko i w sumie traci.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Diesel, benzyna, hybryda? Te samochody Polacy kupują najczęściej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Biznes
Konsument jeszcze nie czuje swej siły w ESG
Materiał partnera
Rośnie rola narzędzi informatycznych w audycie
Materiał partnera
Rynek audytorski obecnie charakteryzuje się znaczącym wzrostem
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Materiał partnera
Ceny za audyt będą rosły