Jacek Nizinkiewicz: PiS musi wziąć odpowiedzialność za Banasia

Jeszcze kilka tygodni temu nowy szef NIK był kryształowym człowiekiem, za którym głosowali, mimo wątpliwości CBA, wszyscy posłowie PiS. Dzisiaj rządzący już się do niego nie przyznają. Stanowisko władzy na temat „pancernego” Mariana zmienia się diametralnie.

Aktualizacja: 18.10.2019 17:18 Publikacja: 18.10.2019 11:12

Jacek Nizinkiewicz: PiS musi wziąć odpowiedzialność za Banasia

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Im więcej trupów wysypuje się z szafy Mariana Banasia, tym szybciej politycy PiS wypierają się znajomości z nim. A o nowych problemach szefa NIK będziemy się dowiadywać w kolejnych dniach i tygodniach coraz więcej.

Marian Banaś nie został szefem NIK przypadkiem. Jest silną personą w środowisku PiS, z którym wciąż się utożsamia. Niespełna miesiąc temu, w wywiadzie dla „Gościa Wiadomości” TVP mówił o sobie wciąż, jako o części „środowiska PiS”. Stanisław Karczewski, marszałek Senatu, trzecia osoba w państwie, po wybuchu afery z kamienicą Banasia, opisanej przez „Superwizjer” TVN, mówił o szefie NIK jako człowieku „kryształowym”. Ryszard Czarnecki twierdził, że Banaś "jest człowiekiem uczciwym i co do tego nie ma żadnych wątpliwości". Również druga osoba w państwie, marszałek Sejmu Elżbieta Witek, zapewniała, że zna Mariana Banasia dosyć długo i może wypowiadać się o nim w samych superlatywach. W podobnym duchu wypowiadał się wicepremier Jarosław Gowin, który gwarantował, że "Marian Banaś jest człowiekiem o takich standardach, że gdyby się pojawiły uzasadnione wątpliwości co do jego oświadczenia majątkowego, jest pewien, że poda się do dymisji.” Tego typu głosów w obozie władzy można było znaleźć więcej, dużo więcej.

Dzisiaj narracja PiS w sprawie Banasia zmieniła się drastycznie. Nikt już nie zapewnia o kryształowej uczciwości szefa NIK. Nagle też politycy PiS wypierają się swojego kolegi. Przekaz dnia PiS brzmi: "my z Banasiem mamy tyle wspólnego, co z mercedesami, czyli nic" - trawestując „Tatę Dilera” Kazika Staszewskiego. Joachim Brudziński przekonuje, że Banaś pracuje na swój wizerunek, nie PiS, gdyż członkiem partii nie jest. To prawda, że Banaś nie ma legitymacji partyjnej, choć zabrakło podobnego stanowiska Joachima Brudzińskiego, Jana Żaryna, Michała Dworczyka, Jacka Sasina, Jacka Marii Jackowskiego, gdy szef NIK w TVP przedstawiał się jako część środowiska PiS.

Warto przypomnieć, że Banaś nie wziął się znikąd. Doradzał ministrowi spraw wewnętrznych Antoniemu Macierewiczowi w okresie rządu Jana Olszewskiego. W 1992 podjął pracę w Najwyższej Izbie Kontroli, stając się współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego. W czasach rządów PiS-LPR-Samoobrona był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, a później szefem Służby Celnej. Za kolejnych rządów PiS został powołany na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Finansów, a także szefa Krajowej Administracji Skarbowej. W czerwcu 2019 prezydent Andrzej Duda powołał Banasia na stanowisko ministra finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego, a w sierpniu 2019, dzięki głosom posłów Zjednoczonej Prawicy, został wybrany przez Sejm prezesem NIK. Tego samego dnia jego kandydaturę zatwierdził Senat. Nikt w PiS, mimo wciąż badanego przez CBA oświadczenia majątkowego, nie miał wątpliwości wobec najbardziej obecnie kontrowersyjnego urzędnika w Polsce. Nikomu z rządzących ręka nie zadrżała.

Mimo że Marian Banaś był naciskany przez polityków PiS, żeby do wtorku zrzec się urzędu (ustawowo jest nieodwoływalny i tylko sam może ustąpić ze stanowiska), szefem NIK pozostaje. Im więcej problemów pojawi się wokół Banasia, a kolejne wątpliwości poznamy lada dzień, tym większym bólem głowy będzie dla PiS.

Banaś nie został szefem NIK przypadkiem. Jest silną personą w środowisku PiS, z którym wciąż się utożsamia. „Pancerny” Marian jest zaufanym człowiekiem prezesa Kaczyńskiego. Mimo zastrzeżeń CBA, za kandydaturą „kryształowego” Banasia głosowało całe PiS, a służby nie alarmowały wcześniej, że nie powinien obejmować piastowanych urzędów. I o tym należy pamiętać.

Za Banasia rządzący muszą wziąć pełną odpowiedzialność. To ich człowiek.

Im więcej trupów wysypuje się z szafy Mariana Banasia, tym szybciej politycy PiS wypierają się znajomości z nim. A o nowych problemach szefa NIK będziemy się dowiadywać w kolejnych dniach i tygodniach coraz więcej.

Marian Banaś nie został szefem NIK przypadkiem. Jest silną personą w środowisku PiS, z którym wciąż się utożsamia. Niespełna miesiąc temu, w wywiadzie dla „Gościa Wiadomości” TVP mówił o sobie wciąż, jako o części „środowiska PiS”. Stanisław Karczewski, marszałek Senatu, trzecia osoba w państwie, po wybuchu afery z kamienicą Banasia, opisanej przez „Superwizjer” TVN, mówił o szefie NIK jako człowieku „kryształowym”. Ryszard Czarnecki twierdził, że Banaś "jest człowiekiem uczciwym i co do tego nie ma żadnych wątpliwości". Również druga osoba w państwie, marszałek Sejmu Elżbieta Witek, zapewniała, że zna Mariana Banasia dosyć długo i może wypowiadać się o nim w samych superlatywach. W podobnym duchu wypowiadał się wicepremier Jarosław Gowin, który gwarantował, że "Marian Banaś jest człowiekiem o takich standardach, że gdyby się pojawiły uzasadnione wątpliwości co do jego oświadczenia majątkowego, jest pewien, że poda się do dymisji.” Tego typu głosów w obozie władzy można było znaleźć więcej, dużo więcej.

Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny