Posłanka komentowała środowe przesłuchanie założyciela Amber Gold Marcina P. - Nie widać tam za grosz skruchy, cały czas utrzymuje taką retorykę, która myślę ma mu pomóc w postępowaniu karnym: stać przy stanowisku, że ten model biznesowy mógł się udać i że Amber Gold nie był nastawiony na oszukiwanie Polaków, a był nastawiony na faktycznie wypracowanie zysków również dla siebie, ale również dla klientów – stwierdziła Hennig-Kloska. Jej zdanie jest to „fikcją”. - Wiemy, jakie były mechanizmy w firmie: pieniądze, które otrzymał od Polaków, przeznaczał na wszystko, tylko nie na zakup złota – stwierdziła.
Zaznaczyła jednak, że to tylko połowa afery, bo z drugiej strony zawiodło państwo. - Czy może być aż tyle przypadków, począwszy od urzędów skarbowych, przez Komisję Nadzoru Finansowego aż po prokuraturę, które razem składają się na to, że osoba karana obraca wielkimi pieniędzmi obywateli i jest niekontrolowana, a jeżeli kontrolowana, to tak, jakby byli kontrolerzy zupełnie ślepi? – pytała prowadząca program Zuzanna Dąbrowska.
- Mało tego – to znajomości jeszcze uwiarygadniają w oczach obywateli taką osobę. Musimy pamiętać o jednym – że fakt zatrudnienia kogoś z „nazwiskiem” w firmie, fakt otrzymania gdzieś linii kredytowej, fakt reklamowania się w mediach – to wszystko uwiarygadniało firmę Amber Gold w oczach Polaków – odpowiedziała Hennig-Kloska.
- Jak ja dzisiaj słyszę od różnych osób (…) że Polacy byli głupi, że wprowadzali swoje pieniądze do Amber Gold… Nie – było wiele elementów uwiarygadniających, również fakt, że państwo polskie nie prowadziło względem tej firmy żadnego postępowania. Bo jeżeli państwo polskie dało się nabrać, albo chciało się dać nabrać, to dlaczego mieli tego nie zrobić obywatele? – mówiła rzecznik Nowoczesnej.
Paulina Hennig-Kloska oceniła, że przesłuchanie Marcina P. nie przyniosło odpowiedzi na to, czy był „słupem”, czy nie. - A to jest główna kwestia, która powinna zostać wyjaśniona. A dlaczego tej kwestii nie możemy wyjaśnić? Sprawa jest prosta – między innymi dlatego, że właśnie w samej końcówce nie dość że państwo polskie nie zrobiło nic, aby nie uwiarygadniać, a wręcz przeciwnie (…) to jeszcze przy zatrzymaniu pana Marcina P. zrobiono szereg błędów, które sprawiają, że dzisiaj w wielu kwestiach nie mamy dowodów bezpośrednich, tylko poszlaki bądź zeznania świadków – powiedziała.