We wtorek rząd przedstawił swoją propozycję minimalnego wynagrodzenia na 2018 r. To 2080 zł brutto na miesiąc i 13,5 zł brutto na godzinę.
Propozycja rządu teoretycznie jeszcze nie przesądza, że takie stawki będą obowiązywać w przyszłym roku. W praktyce jednak prawdopodobieństwo, że pracodawcy i związkowych, jako strony dialogu społecznego porozumieją się i przedstawią inną ofertę, jest nikłe. Ich wyobrażanie o płacy minimalnej są bowiem skrajnie różne - organizację związków chciałaby wzrostu do 2160 lub 2200 zł na miesiąc, zaś organizacje pracodawców – do 2050 zł.
Tym samym przedsiębiorcy do minimalnego wynagrodzenia na poziomie 2080 zł mogą już się zacząć przyzwyczajać. W porównaniu z 2017 r. to wzrost o 4 proc., więc stosunkowo umiarkowany (w 2017 r. minimum wzrosło aż o 8 proc.). W podobnym tempie, być może nawet wyższym będą najprawdopodobniej rosnąć także wynagrodzenia kształtowane przez warunki rynkowe. Jak przewiduje zarówno resort finansów, jak i ekonomiści, stopa bezrobocia w przyszłym roku ma wciąż spadać, a zatrudnienie rosnąć. Przy utrzymującym się na wysokim popycie na pracę, także wynagrodzenia powinny zwiększać się w stopniu większym niż dotychczas.
„Obecna sytuacja ekonomiczna Polski pozwala na zrównoważone podnoszenie płacy minimalnej, adekwatnie do wzrostu gospodarczego i wzrostu produktywności pracy oraz spadku bezrobocia. Proponowany poziom minimalnego wynagrodzenia nie powinien negatywnie wpłynąć na rynek pracy" – ocenia rząd w swoim komunikacie.
Wysokość minimum płacowego jest istotnym wskaźnikiem przede wszystkim dla mikroprzedsiębiorstw, głównie dla tych z sektora usługowego. Tego typu przedsiębiorstwa nie tworzą bowiem tak wysokiej wartości dodanej, jak np. firmy przemysłowe czy te z sektora usług nowoczesnych, i nie są w stanie płacić dużo swoim pracownikom.