Mamy do dyspozycji dwie grupy leków, tzw. „trzy zetki” (zolpidem, zaleplon i zopiklon), mające tę zaletę, że działają bardzo szybko, ale krótko. Gdy wchodziły na rynek i wypierały leki starego typu, musieliśmy uczyć ludzi, by brali je już po położeniu się do łóżka, bo z przyzwyczajenia brali wcześniej i zasypiali w drodze do sypialni, np. na schodach. To leki na tzw. bezsenność przygodną, przed egzaminem, podróżą.
Ale cała rzesza ludzi przyjmuje „zetki” przewlekle.
Te leki jako wywodzące się z benzodiazepin, takich jak relanium, mają to nieszczęście, że potrafią bardzo silnie uzależnić – jak heroina czy alkohol. Co tydzień przyjmuję po kilka osób biorących kilkanaście, kilkadziesiąt dziennie. Rekordzistka bierze ich 130 na dobę. Ale funkcjonowanie tych ludzi to nie życie, ale stan wiecznej intoksykacji, naćpania. Te leki można brać maksymalnie dwa tygodnie.
Są tacy, którzy łączą je z alkoholem i mają potem różne wizje. Znajoma popiła zolpidem kieliszkiem wina i widziała po nim „zielone ludziki”, z którymi rozmawiała.
Łączenie „zetek” z alkoholem to zbrodnia. Znam kilka osób, które w stanie zaburzonej świadomości popełniły przestępstwo i siedzą w więzieniu. Zdarza się np., że ojciec molestuje małoletnie dziecko czy robi krzywdę komuś z domowników. „Zetki” to tzw. usypiacze, działające jak narkoza, które bardzo szybko rozwijają tolerancję. Zauważają to sami pacjenci, którzy mówią: „O, doktorze, najpierw brałem pół tabletki, a teraz po dwóch nie mogę zasnąć”. Dochodzi do sytuacji, gdy usypiają, ale nie całkiem, wyłączają świadomość. Jestem nieprzytomny – uśpiony lekiem – a jednocześnie wykonuję pewne czynności. A co wykonuję, to już nie jestem świadomy. Jeden z moich pacjentów rano obudził się w zdemolowanym mieszkaniu. Przestraszone spojrzenia domowników uświadomiły mu, że to on był sprawcą tej demolki. Ale takie reakcje zdarzają się nie tylko po połączeniu z alkoholem, zwłaszcza u kobiet.
Alkohol nasila to działanie?