Kidawa-Błońska ogłosiła swoją decyzję podczas konferencji prasowej.
Stwierdziła, że dzięki temu, iż zbojkotowała majowe wybory, politycy partii rządzącej zauważyli, że wybory te odbyć się nie mogą, a "Kaczyński się zatrzymał".
Małgorzata Kidawa-Błońska wzięła na siebie odpowiedzialność za radykalny spadek jej notowań w sondażach. Powiedziała jednak, że za decyzję o bojkocie spadła na nią fala krytyki ze strony kontrkandydatów, ale, jak podkreśliła, zawsze miała dla niej znaczenie gra fair.
Była już kandydatka KO w wyborach prezydenckich powiedziała, że dzięki sprzeciwowi samorządowców i Senatu Polacy mają obecnie szanse na "wolne i demokratyczne" wybory i ma nadzieję, że wezmą w nich udział.
Ufa też, że kandydat, który ją zastąpi, wygra wybory prezydenckie.
Oficjalną decyzję PO dotyczącą zastępcy Kidawy-Błońskiej ogłosi dziś zarząd partii.
Małgorzata Kidawa-Błońska, deklarując wcześniej, że w "pseudowyborach" - jak oceniała wybory zaplanowane na 10 maja - choć kandyduje, nie będzie głosować. Jak argumentowała, wybory muszą być bezpieczne dla Polaków i muszą być tajne, demokratyczne i zgodne z polskim prawem, a tych warunków wybory w czasie pandemii nie spełniają.
Po 10 maja, czyli wyborach "odwołanych" przez liderów PiS i Porozumienia, Kidawa-Błońska zapewniała, że w późniejszym terminie w wyborach wystartuje.
- Termin sierpniowy, z dobrze przygotowanymi wyborami korespondencyjnymi, jest dla mnie do przyjęcia. Ale to muszą być wybory, a nie usługa pocztowa - mówiła w rozmowie z Michałem Kolanko.
Jednak bardzo niskie notowania w sondażach, jak i opinie wyrażane przez niektórych z partyjnych kolegów kandydatki, wpłynęły na zmianę jej decyzji.