Janusz Lewandowski: Forsowane przez rząd nowe podatki są podobne: mierzą w obcych, godzą w naszych

Podatek od sprzedaży detalicznej już jest od 1 stycznia 2021 roku. Opłaty od wpływów reklamowych jeszcze nie ma, a już wywołała solidarny protest wolnych mediów, bunt w szeregach Porozumienia Gowina i pomruki z zagranicy. Co wspólnego mają obie te daniny? Łączy je kłamliwa osłona propagandowa. Oraz zupełne rozejście się deklarowanych celów z rzeczywistymi następstwami. Oba podatki miałyby obciążyć zagraniczne korporacje, a skutkują de facto uderzeniem w rodzime firmy. Łączy je wreszcie swoiste déja vu: próbowano czegoś podobnego wcześniej, ale nastąpił w tył zwrot pod wpływem zagranicznych reakcji.

Publikacja: 16.02.2021 21:00

Podatek medialny to haracz, któryby zapłaciły polskie firmy

Podatek medialny to haracz, któryby zapłaciły polskie firmy

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Buty, odzież, meble

Podatek od sprzedaży detalicznej formalnie wszedł w życie 1 września 2016. W wyniku sporu z Komisją Europejską został jednak zawieszony do końca 2020 roku. Teraz obejmie nie tylko hipermarkety spożywcze i dyskonty, ale także sklepy obuwnicze, odzieżowe, meblowe oraz sprzęt gospodarstwa domowego i sprzęt elektroniczny. Osłaniany jest propagandowym hasłem wyrównywania szans pomiędzy wielkimi (czytaj zagranicznymi a mniejszymi (czytaj rodzimymi) sprzedawcami. Handlowcy od dawna alarmują, że skutek może być odwrotny do zamierzonego. Zamiast poskromić zagraniczne markety spożywcze, które potrafią uniknąć opodatkowania, a w dodatku otrzymują pomoc z kraju pochodzenia, nowy podatek uderzy w polskich sprzedawców, którzy mają mniejsze pole manewru. Najboleśniej dotknie tych, którzy funkcjonują jako pojedyncze spółki. Już i tak osłabione w czasie pandemii...

Podobieństwo z podatkiem nazwanym przewrotnie opłatą solidarnościową od wpływów reklamowych narzuca się samo. Tu także rząd PiS już wcześniej próbował.

Miał to być podatek cyfrowy i miał uderzyć w takie wielkie firmy, jak Google, Netflix czy Facebook. Ale wiceprezydent Mike Pence tupnął nogą w roku 2019 w Warszawie i rząd wycofał się chyłkiem. Teraz znowu próbuje i brnie w uzasadnienia, doszczętnie już ośmieszone. Premier Morawiecki obsadza się w roli rycerza, który idzie na bój z wielogłowym smokiem zagranicznych molochów: „Nasze działania wpisują się w ogólny trend prac na forum UE i OECD, zmierzający do bardziej sprawiedliwego opodatkowania globalnych korporacji, przede wszystkim z sektora internetowego, ale także medialnego" (300polityka.pl).

Tyle że prace na forum UE i OECD trwają właśnie dlatego, żaden kraj w pojedynkę nie poradzi sobie z globalnymi platformami cyfrowymi. Przekonuje się o tym prezydent Macron. Giganci nie znają granic i mają nieograniczone możliwości optymalizacji podatkowej. Tylko szeroka współpraca międzynarodowa, szersza nawet niż UE, może je poskromić. Natomiast nowy podatek rządu PiS, poddany niby-konsultacjom, jest tak kalibrowany, że z całą siłą uderzy w podmioty zarejestrowane w Polsce. I to nie tylko w media, ale także w kina, kluby sportowe i markety.

Szacuje się, że cyfrowi giganci dostarczą nie więcej niż 100 mln zł z miliarda zakładanego wpływu. Reszta to haracz nałożony na polskie firmy. Osłona propagandowa jest jeszcze bardziej kłamliwa niż przy podatku handlowym. Oskarża się media, że nie chcą płacić podatku, który ma wspomóc służbę zdrowia. Tyle że spodziewany uzysk to kropla w morzu potrzeb Narodowego Funduszu Zdrowia, który dysponuje budżetem ponad 100 mld zł. Rządowa propaganda przemilcza prawdę, że firmy medialne płacą CIT i PIT, opłaty koncesyjne, a każda reklama jest obłożona podatkiem VAT. Nowa danina zaś ma charakter podatku obrotowego, pobieranego od przychodu, czyli może być ściągana nawet z firmy, która notuje straty – co w czasie pandemii jest wielce prawdopodobne!

Media na celowniku

O ile podatek handlowy ma charakter fiskalny, o tyle opłata medialna wpisuje się w strategie polityczną Kaczyńskiego. Realizowana jest krok po kroku od roku 2015. Niszczy wszelkie bezpieczniki państwa prawa i tym samym wolności obywatelskich. Od Trybunału Konstytucyjnego i niezawisłego sądownictwa, po pozbawione „tlenu" organizacje pozarządowe i samorządy terytorialne, zwłaszcza te „warczące". Teraz na celowniku są wolne media, które zawadzają Kaczyńskiemu w dziele urządzania Polski po swojemu. Służy temu nie tylko nowy podatek, bo jest to gra na wielu instrumentach. Orlen kupuje Polska Press, czyli 20 dzienników, 120 tygodników i 500 portali internetowych. W pole rażenia dostaje się ponad 17 mln Polek i Polaków. W zanadrzu jest ustawa dekoncentracyjna min. Glińskiego, która może wymusić tanią odsprzedaż aktywów medialnych. A także nękanie niepokornych dziennikarzy, podobnie jak sędziów, prokuratorów i uczestników strajku kobiet. W tym zakresie Kaczyński spełnia obietnicę „Budapesztu w Warszawie", naśladując metody, które posłużyły Orbánowi do zdławienia wolności słowa na Węgrzech.

Podatek medialny i podatek handlowy mają charakter podatków sektorowych, które się mnożą w państwie PiS, chociaż nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwą konkurencją. Są to daniny, które pogarszają kondycję polskich firm dotkniętych ciężko w czasie pandemii. Zasługują one na tarcze ochronne, a nie nowe obciążenia.

Łatwo zgadnąć, że nowe koszty zostaną przerzucone na klientów i konsumentów w kraju wysokiej inflacji (podatek handlowy). Stracą czytelnicy, widzowie, internauci (podatek medialny). Różnica jest taka, że podatek handlowy już obowiązuje, wbrew protestom branży. Projekt tzw. opłaty solidarnościowej od wpływów reklamowych zjednoczył w imponującym sprzeciwie polskie media, konkurujące ze sobą na co dzień.

Te, które się wyłamały, nieliczne, nie były niespodzianką: media rządowe i zależne finansowo od rządowego sponsoringu, w tym media ks. Rydzyka. Krzepiący rozmiar tej akcji, bunt Gowina i jego ludzi oraz pomruki z UE i Waszyngtonu zmuszają PiS do kroku w tył. Ja jednak spodziewam się ponowienia zamachu na wolne media, może trochę słabszego, ale niemniej szkodliwego – bo ma ułatwić nieuczciwe lub wręcz sfałszowane wybory!

Buty, odzież, meble

Podatek od sprzedaży detalicznej formalnie wszedł w życie 1 września 2016. W wyniku sporu z Komisją Europejską został jednak zawieszony do końca 2020 roku. Teraz obejmie nie tylko hipermarkety spożywcze i dyskonty, ale także sklepy obuwnicze, odzieżowe, meblowe oraz sprzęt gospodarstwa domowego i sprzęt elektroniczny. Osłaniany jest propagandowym hasłem wyrównywania szans pomiędzy wielkimi (czytaj zagranicznymi a mniejszymi (czytaj rodzimymi) sprzedawcami. Handlowcy od dawna alarmują, że skutek może być odwrotny do zamierzonego. Zamiast poskromić zagraniczne markety spożywcze, które potrafią uniknąć opodatkowania, a w dodatku otrzymują pomoc z kraju pochodzenia, nowy podatek uderzy w polskich sprzedawców, którzy mają mniejsze pole manewru. Najboleśniej dotknie tych, którzy funkcjonują jako pojedyncze spółki. Już i tak osłabione w czasie pandemii...

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej