Irena Fijałkowska jest osobą powszechnie znaną i szanowaną w mieście. Żołnierz AK, działaczka organizacji społecznych, laureatka plebiscytu na najbardziej zasłużonego otwocczanina 90-lecia. Mimo 84 lat była w pełni sprawna i pogodna, często pomagała młodszym od siebie koleżankom. Aż do 20 grudnia ubiegłego roku.
– Wczesnym rankiem szłam do kościoła. Na ul. Żeromskiego zatrzymałam się przed przejściem dla pieszych. Zauważyłam samochód, który stanął, aby mnie przepuścić, więc weszłam na jezdnię. Kiedy już dochodziłam do przeciwległego krawężnika, poczułam nagle uderzenie w prawy bok i rękę. Potrącił mnie następny przejeżdżający samochód – opowiada.
Pani Irena trafiła do szpitala. Stwierdzono u niej złamania obu rąk i zwichnięcie barku. Z opinii lekarza medycyny sądowej, wydanej w styczniu 2007 r., wynika, że obrażenia mogły być następstwem wypadku, do którego doszło 20 grudnia.
Do jej potrącenia przyznał się policjantowi na miejscu wypadku Stanisław B., kierowca nissana. Jednak w czasie oficjalnego przesłuchania zmienił zdanie. Zeznał, iż kobieta „osunęła się o jego samochód”. Podczas oględzin pojazdu nie stwierdzono żadnych uszkodzeń karoserii ani świateł i to wystarczyło, aby prokuratura 26 lutego umorzyła dochodzenie.– To możliwe, że na aucie nie było śladów uderzenia – przyznaje pani Irena. – Samochód jechał powoli, ja jestem osobą drobną, byłam ubrana w gruby płaszcz. Ale czy to znaczy, że sama się połamałam?
Poszkodowana odwołała się do prokuratury okręgowej, która uchyliła postanowienie o umorzeniu. „Prokurator podjął decyzję merytoryczną na podstawie niepełnego materiału dowodowego” – zauważył prokurator i nakazał m.in. przesłuchanie dodatkowych świadków i uzupełnienie opinii lekarza.