Mam raczej wrażenie, że my, zamiast tylko mówić o zabezpieczaniu polskiego interesu, próbujemy go rzeczywiście realizować. Poprzedni rząd przyjął ultratwardą instrukcję negocjacyjną, która w praktyce nie była realizowana.
Może uznał, że racją stanu jest, by amerykańska baza znalazła się w Polsce. Część ekspertów i analityków uważa, że już przez samą jej obecność Polska związałaby się bardziej z USA. Niezależnie od tego, że zwiększyłoby się ryzyko zamachu terrorystycznego czy ataku rakietowego, nasze bezpieczeństwo strategiczne uległoby zwiększeniu.
To jest rzeczywiście bardzo skomplikowana sprawa. W tej układance, której efektem będzie decyzja, trzeba będzie uwzględnić wyjątkowo dużą liczbę czynników. Zgadzam się, że obecność amerykańskich żołnierzy zwiększa nasze bezpieczeństwo. Oczywiście baza, w której będzie ich kilkuset, to nie to samo co bazy-miasta w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Włoszech, ale rzeczywiście samą amerykańską obecność należy zapisać po stronie aktywów. Jednocześnie nie możemy być ślepi na to, że są pewne elementy wzrostu ryzyka, a także wątpliwości co do decyzji przyszłej administracji amerykańskiej w sprawie bazy. Podjęcie decyzji wymaga więc wyjątkowego zastanowienia.
Demokraci zapewniają rząd, że tarcza powstanie niezależnie od wyniku wyborów w USA. Takie zapewnienia składała w Polsce demokratka Ellen Tauscher, szefowa podkomisji Kongresu decydującej o funduszach na tarczę.
Barack Obama, który idzie jak burza w prawyborach amerykańskich, mówi, że jak zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, to całemu projektowi się dogłębnie przyjrzy. Nie jest to powiedzenie tarczy antyrakietowej „nie”, ale nie jest to też entuzjastyczne „tak”.
Barack Obama mówi też, że chciałby, by tarcza była projektem NATO. Pan też tak uważa?