Jak tłumaczy Karol Frankowski z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu, sobotnie postanowienie o zamknięciu śledztwa wynika z terminów procesowych. – Jeśli jednak dotrą do nas kolejne wnioski dowodowe, uchylę wcześniejszą decyzję po to, by je rozpatrzyć – wyjaśnia.

Termin składania wniosków upłynął w piątek. Część adwokatów wysłała je jednak pocztą. Jak dotąd do prokuratury dotarły tylko wnioski mecenasa Andrzeja Reichelta, obrońcy dwóch żołnierzy. W porozumieniu z innymi adwokatami zabiega on o przeprowadzenie w Afganistanie wizji lokalnej. Chce także, by do akt sprawy zostały włączone zapisy z nasłuchu, który w okolicy wioski Nangar Khel prowadzili Amerykanie. Miałoby z niego wynikać, że feralnego dnia w tamtym rejonie znajdowali się talibowie.Jeśli prokuratura przychyli się do wniosków, śledztwo będzie się toczyło dalej. Jeśli nie – do sądu trafi akt oskarżenia. Może do tego dojść w najbliższych dniach.

– Na przeprowadzeniu wizji lokalnej zależy mi tak bardzo, że w razie odmowy będę wnioskował, by sąd zwrócił sprawę do postępowania przygotowawczego – zapowiada mecenas Piotr Kruszyński, obrońca starszego szeregowego Damiana Ligockiego.

Prokuratura zarzuca sześciu żołnierzom zbrodnię wojenną. Grozi za to dożywocie. Siódmy wojskowy odpowie za atak na niebroniony obiekt cywilny, za co może trafić do więzienia na 25 lat.

Podejrzani nie przyznają się do winy. Kilka godzin po opuszczeniu aresztu chorąży Andrzej Osiecki w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” przekonywał, że żołnierze nie celowali do zabudowań, a główną przyczyną masakry była wadliwie działająca amunicja. – Trudno mi siebie obwiniać za śmierć tych Afgańczyków. Wydarzyła się tragedia – mówił.