Finanse byłego prezydenta stolicy prokuratura sprawdza od półtora roku. Wykonała większość czynności i dotąd nie znalazła podstaw do stawiania Piskorskiemu zarzutów. Według informacji „Rz” prokurator niebawem miał kończyć sprawę. Ale już jej nie prowadzi – awansował do Prokuratury Krajowej, a śledztwo przejął nowy referent. Jednocześnie uaktywniło się CBA. W czerwcu przesłuchało bliskich Piskorskiego.
– CBA wzywa różne osoby z mojego otoczenia: moją mamę, żonę, mojego byłego asystenta – wylicza Piskorski. – Pytania są absurdalne. Od byłego asystenta agenci CBA chcieli się dowiedzieć, co wie na temat zalesiania. Moją mamę pytali o wielkość mieszkania, które miałem w latach 90., czy znała ludzi z układu warszawskiego i czy bywali u mnie w domu. Wyszła roztrzęsiona – dodaje. – Mieszanie w tę sprawę mojej rodziny jest obrzydliwe. Jak i to, że moje oświadczenia majątkowe są sprawdzane w ramach śledztwa dotyczącego mafii pruszkowskiej – podsumowuje.
Z informacji „Rz” wynika, że agenci CBA odwiedzili dawne mieszkanie Piskorskiego, dziś zajmowane już przez obce osoby. – Żeby sprawdzić, czy mógł tam pomieścić kolekcję obrazów – twierdzi nasz rozmówca.
Paweł Piskorski – nielubiany nie tylko przez poprzednich, ale i obecnych rządzących – wiąże te działania z zapowiedzią powrotu do krajowej polityki i stworzenia nowej formacji centrolewicowej ulokowanej między PO a SLD. – Mam wrażenie, że CBA zaangażowało się w sprawę od czasu powstania nowego rządu – mówi „Rz” Piskorski. – Albo nowa ekipa uznała, że jest dla niej wygodniej, żeby to śledztwo trwało. Albo traktuje je jak gorący kartofel: wiedzą, że nie ma podstaw stawiać mi zarzutów, ale nie chcą sprawy umorzyć – dodaje i sugeruje, że udział CBA może służyć przerzuceniu odpowiedzialności.
Zdaniem Piskorskiego śledztwo jest przedłużane, bo wielu osobom jest to na rękę