– Polska ma najsilniejsze gwarancje bezpieczeństwa z możliwych, bo jako członek NATO objęta jest artykułem 5 traktatu waszyngtońskiego, który mówi: jeden za wszystkich wszyscy za jednego – przekonywała wczoraj „Rz” amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice.
W umowie o umieszczeniu w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, którą Condoleezza Rice i szef MSZ Radosław Sikorski podpisali wczoraj w Kancelarii Premiera, Warszawa wywalczyła jednak dodatkowe zabezpieczenie. Ma ono prawny charakter: USA zobowiązują się do udzielenia Polsce pomocy w przypadku ataku rakietami balistycznymi. Ten zapis wynegocjował jeszcze zdymisjonowany niedawno wiceszef MSZ Witold Waszczykowski.
Pozostałe obietnice trafiły do politycznej deklaracji, która nie jest prawnie wiążąca. To w niej jest mowa o wspólnym reagowaniu na zagrożenia militarne i niemilitarne ze stron trzecich oraz o rozmieszczeniu w Polsce baterii rakiet Patriot.
– Wierzę, że następny prezydent USA podzieli nasz pogląd na potrzebę umocnienia polskiej armii – mówi „Rz” główny amerykański negocjator John Rood. Unika odpowiedzi, czy końcowa oferta USA różniła się od tej, którą polski rząd odrzucił 4 lipca.
– Deklaracja o współpracy polityczno-wojskowej była potrzebna polskim politykom do pokazania, że coś uzyskaliśmy. Ale ja nie widzę większych gwarancji, niż daje nam NATO – mówi „Rz” amerykanista prof. Zbigniew Lewicki.