[i]Korespondencja z Kapsztadu[/i]
Japonia i Paragwaj kiepsko grały już w grupach, ale kiedy stanęły przed szansą pierwszego awansu do ćwierćfinału mistrzostw świata, można było chociaż mieć nadzieję na lepszy występ.[wyimek]Wczoraj kibice w Pretorii zobaczyli najnudniejszy jak dotąd mecz mundialu [/wyimek]
W trzech meczach grupowych Japończycy przeprowadzili tylko 30 ataków, rzadko dochodząc do bramki, podawali celniej tylko od Nigeryjczyków. Paragwajczycy tak zaklinali rzeczywistość, powtarzając, że przywieźli na mundial świetny atak, że świat zapomniał nawet o 0:0 z Nową Zelandią i o tym, że przekraczają linię środkową boiska tylko zmuszeni bezczynnością rywali.
Wczoraj kibice w Pretorii zobaczyli najnudniejszy jak dotąd mecz mundialu. 60 fauli, czyli średnio jeden na dwie minuty; 57 procent czasu gry przy piłce był Paragwaj, co oznaczało tylko tyle, że można było popatrzeć, jak wykopuje się rzuty wolne w aut albo strzela wysoko nad poprzeczką. Ciężaru meczu nie udźwignęła żadna uznana gwiazda – jak Roque Santa Cruz, ani żadna wschodząca – jak Keisuke Honda. Kamery od czasu do czasu pokazywały twarze obu trenerów, jakby sprawdzając, czy nie zasnęli i czy nie chcą zmienić czegoś w grze swoich drużyn.
[srodtytul]Karny w poprzeczkę [/srodtytul]