To straszny widok: czerwona maź oblepia domy, drzewa, płoty, samochody. Potężna fala, zawierająca toksyczne substancje, które wyciekły z fabryki aluminium w Ajka, niszczyła nie tak, jak “zwykła” powódź. Ług i metale nieżelazne są wysoce toksyczne, a na dokładkę powodują szybką korozję metali.
Według premiera Węgier Viktora Orbana wyciek mógł zostać spowodowany przez błąd człowieka. – Nie ma żadnych dowodów, że przyczyna wycieku była naturalna. Skoro tak, musi być uznany za spowodowany przez ludzi – stwierdził. Dodał przy tym, że nie ma oznak podwyższonej radiacji – a pozostałości po rafinacji boksytów mogą być lekko radioaktywne.
Zbiornik z czerwonym błotem – odpadkami z fabryki – uległ uszkodzeniu w poniedziałek. Wypłynęło z niego 700 tys. metrów sześciennych szlamu, który wdarł się do siedmiu wsi i miasteczek. W efekcie zmarły co najmniej cztery osoby, a 120 jest rannych. Sześć uznano za zaginione. W Devecser czerwone błoto sięgało do wysokości 2 metrów. – Moja wanna pełna jest czerwonego szlamu... Gdy pękła tama, był straszny huk. Byłem w ogrodzie i biegłem do stopni domu, ale woda wznosiła się szybciej, niż ja mogłem biec – mówił 60-letni Ferenc Steszli. Uratował się, bo udało mu się wejść na stół.
– W domu był mój synek, zdołał uciec na dach. 85-letni ojciec usiłował przytrzymać mnie w oknie, ale musiał zostać zabrany do szpitala z poważnymi ranami nogi – opowiadał inny poszkodowany.
Dr Peter Jakabos ze szpitala w Gyor, dokąd ewakuowano wielu rannych, mówił w państwowej telewizji, że osoby poparzone chemikaliami będą musiały długo się leczyć. Jak podała BBC, mieszkaniec Devecser Robert Kis opowiadał, że jego ojciec został zabrany śmigłowcem do Budapesztu po tym, jak czerwone błoto przepaliło mu ciało “aż do kości”.