Przynajmniej 19 aparatów telefonicznych osób, które 10 kwietnia leciały do Smoleńska, zalogowało się do rosyjskich sieci komórkowych przed katastrofą – poinformowała wczoraj prokuratura.
O tym, że większość komórek na pokładzie tupolewa była aktywna, już w maju w wywiadzie dla „Rz” mówił prokurator generalny Andrzej Seremet. Specjaliści, z którymi rozmawialiśmy, wątpili, by komórki mogły się przyczynić do wypadku. Ale śledczy badają ten trop.
Jak ujawnili śledczy, aparat, którym najprawdopodobniej posługiwał się prezydent Lech Kaczyński, jest doszczętnie zniszczony. Jego stan nie pozwala na przeprowadzenie ekspertyzy.
Prokuratura poinformowała, że załogi lecące z premierem 7 kwietnia oraz z prezydentem 10 kwietnia dysponowały identycznymi kartami podejścia. To dokument zawierający informacje o tym, jak podchodzić do lądowania na danym lotnisku. Opisuje wszystkie jego parametry, zawiera też instrukcje, w jaki sposób samolot powinien podchodzić do lądowania.
Jak poinformował wojskowy prokurator płk Ireneusz Szeląg, jeden z pilotów pułku specjalnego zeznał, że karty różniły się od siebie. Choć śledczy twierdzą, że dokumenty były identyczne, sprawa będzie jeszcze badana m.in. przez specjalistów z dęblińskiej Szkoły Orląt, w której kształcą się piloci wojskowi.