Po rewolucji, przed sezonem

Według tunezyjskiego Ministerstwa Handlu i Turystyki liczba turystów odwiedzających ten kraj w styczniu i lutym była o 47 proc. mniejsza niż na początku ubiegłego roku. Mieszkańcy kurortów na wybrzeżu mają nadzieję nadrobić straty już w wakacje

Publikacja: 25.03.2011 00:01

Al-Dżamm jest jedną z większych atrakcji wschodniego wybrzeża Tunezji

Al-Dżamm jest jedną z większych atrakcji wschodniego wybrzeża Tunezji

Foto: Fotorzepa, Marta Dvořák

Red

Na mniejsze niż zwykle o tej porze roku zarobki skarżą się m.in. mieszkańcy trzeciego co do wielkości tunezyjskiego miasta Susy (Sousse), założonego w IX wieku p.n.e. przez Fenicjan. W mieście i okolicach roi się od hoteli, a w pobliskim porcie Al-Kantawi (Port El Kantaoui) zimuje wiele jachtów, głównie z Europy, bo Tunezja ma jedne z niższych opłat portowych.

Turystyczną atrakcją jest tutejsza medyna: stare miasto za murami obronnymi z ribatem – obronnym klasztorem, dawną siedzibą żołnierzy i islamskich mistyków, którzy od VII wieku bronili wybrzeża przed Berberami i chrześcijanami. Przy wąskich uliczkach mieszczą się sklepy ze skórą, złotem, pamiątkami – wszystko dla turystów. W hali targowej i na kramach kupują zaś głównie Tunezyjczycy – ubrania, żywność, przyprawy, tysiące drobiazgów.

Jest niedziela, w Tunezji dzień ustawowo wolny od pracy. Na dodatek 20 marca to święto narodowe – obchodzony od 1956 roku Dzień Niepodległości. Urzędy są zamknięte, ale w hali targowej w medynie panuje gwar i ruch. Na straganach i stoiskach sprzedawcy zachwalają świeże ryby, chleb, kolorowe warzywa, sezonowe owoce. – Kosztują tyle samo, co zazwyczaj, naprawdę nie ma powodu, żeby podwyższać ceny – mówi Chellduf, który w Susie handluje owocami i warzywami. – Nie sądzę, żeby w najbliższym czasie ceny miały wzrosnąć. Może nawet spadną, skoro nie musimy już utrzymywać władzy.

Chellduf gorąco popiera rewolucję. – Wierzę, że będzie lepiej, bo mamy w końcu prawo do wyrażania swoich opinii. Czuję, że odzyskujemy godność, dumę.

Viva graffiti

Radość i nadzieję Tunezyjczycy manifestują nawet na murach miasta. Graffiti to w Susie nowe zjawisko. Na murach mediny pojawiły się wykonane najwyraźniej tą samą ręką napisy: Viva la liberta, Viva Soussa i dobrze znane ze ścian europejskich miast obraźliwe zwroty o policji, która nie zapisała się dobrze w styczniowych wspomnieniach mieszkańców Tunezji. Są i bardziej fantazyjne, kolorowe, wielojęzyczne dzieła grafficiarzy. „Jestem dumna, że jestem Tunezyjką", „Wolność słowa!", „Ręce precz od mojej Tunezji" albo „Boże, chroń Tunezję". Najwięcej napisów znajduje się na budynku centrum kultury suskiego uniwersytetu.

Żądni śladów styczniowej rewolucji turyści mogą też obejrzeć z zewnątrz splądrowany i spalony supermarket, Magasin Général w Susie; wokół ciągle lekko czuć jeszcze spaleniznę. Zapewne do przyjazdu wiosennych grup turystycznych uda się wstawić szyby w prowizorycznie załatanych cegłami po niedawnych zamieszkach oknach Monoprix, innego supermarketu na przedmieściach miasta. Za to z pewnością długo jeszcze w sklepikach z pamiątkami będzie można kupić „rewolucyjne" koszulki z napisem „14 stycznia 2011".

– Poza tym nic się nie zmieniło, czekamy na turystów – mówi Jamal Lazid, który w sklepie brata w jednej z uliczek suskiej medyny układa mozaiki. – W porównaniu z zimą ubiegłego roku mamy obroty niższe o 30 procent. Ludzie chyba myślą, że mamy tu wojnę, a przecież od rewolucji minęły dwa miesiące; jest spokojnie. Mam nadzieję, że przynajmniej lato będzie równie udane jak poprzednie sezony.

Torebki w cenie

Mniej klientów ma też Zouhaier, który handluje torebkami. – Staram się nie narzekać, ale naprawdę liczę na to, że turyści przyjadą do Susy. Zwykle o tej porze roku jest już was więcej.

Co planuje, żeby nadrobić straty? – Nie wiem, może podniosę ceny – śmieje się.

Być może nie będzie musiał, bo w turystycznych miejscowościach, takich jak Susa, gwałtownie przybyło złodziei. Podczas styczniowych rozruchów z tunezyjskich więzień uciekło ok. 9500 osób – oficjalne statystyki nie podają jednak, ilu wśród nich było pospolitych przestępców, a ilu więźniów politycznych. W każdym razie drobne kradzieże zdarzają się teraz znacznie częściej niż jeszcze w zeszłym roku. Ale rozcięte przez złodziei torebki, torby lub plecaki można wymienić na nowe – do kupienia są nie tylko w sklepach, ale też na nowych straganach, które ostatnio pojawiły się przy wejściu do medyny – to spontaniczny rozkwit handlu.

Rozprężenie widać niemal na każdym kroku. Mężczyźni popijają kawę i herbatę w kawiarnianych ogródkach, ulicami przechadzają się całe rodziny. Zaczepieni przechodnie przyznają, że od upadku rządu czują się swobodniej, wierzą, że w końcu mogą mówić, co myślą. Są nareszcie wolni, jak mówią z emfazą niektórzy. Nie boją się tajniaków, znikły proporczyki i chorągiewki z wizerunkami prezydenta Ben Alego.

Również hotelarze czekają niecierpliwie na turystów, chcąc nadrobić straty z trzech pierwszych miesięcy roku. W hotelu El Mouradi Palm Marina w Al-Kantawi, do którego zwykle turyści przyjeżdżają przez cały rok, pierwszy turnus zagranicznych gości pojawił się dopiero

3 marca: przyjechali Polacy, którzy zawsze stanowią tu znaczną część klienteli. Dziś większość hotelowych gości to Tunezyjczycy. – Dla nas to dogodny termin na krótkie wakacje – mówi Nabil Naccache, prawnik z Tunisu, który przyjechał do Susy z rodziną na kilka dni. – To nic niezwykłego, że o tej porze roku jest nas tutaj tak wiele. Różnica polega na tym, że gości z zagranicy jest dużo mniej.

Tunezyjczycy przyjeżdżają też dlatego, że hotele przygotowały dla nich rabaty i promocje.

Mecenas Naccache uważa, że nawet w wakacyjnym kurorcie panuje atmosfera euforii i optymizmu. – Coś się zaczęło zmieniać, ludzie naprawdę się cieszą – mówi. – Powstaje nowa konstytucja. Musimy rozstrzygnąć, czy chcemy państwa świeckiego czy religijnego, zdecydować, jak ma się rozwijać gospodarka. Ale to nasza demokracja i wreszcie nasz wybór.

Strajk w lunaparku

W Yasmine, nastawionej na masową turystykę, powstałej około 10 lat temu nowej dzielnicy Hammametu, plaże są jeszcze puste. Wyludniona esplanada, ciche hotele, kilka czynnych knajpek. Nielicznych turystów zaczepiają dzieci sprzedające bukieciki i naszyjniki z kwiatów jaśminu: choć jak zastrzegają Tunezyjczycy, nazwę „jaśminowa rewolucja" wymyślili Francuzi, to okazała się ona nośna.

Jedną z turystycznych atrakcji przytłaczającego gigantycznymi hotelami Hammamet Yasmine jest Carthage Land, tematyczny park rozrywki. Jednak teraz można zobaczyć jedynie plastikowe słonie naturalnych rozmiarów przy wejściu do wesołego miasteczka, Carthage Land jest bowiem zamknięty. – Strajkujemy od 3 marca – mówi w imieniu kilkudziesięciu pracowników Abdelhamid. – Nie domagamy się podwyżki albo zmiany warunków pracy. Żądamy odejścia dyrektora zarządzającego.

Carthage Land to własność firmy Poulina, która kilka lat temu zainwestowała w nową medinę w Yasmine – zbiorowisko sklepów, dyskotek i restauracji – której architektura ma odtwarzać budowę miast całego świata arabskiego.

Pracują za to sprzedawcy w sklepach i sklepikach w pobliżu wesołego miasteczka. – Turystów jest tyle samo, co rok temu – uważa jeden z nich. – A sezon naprawdę zacznie się dopiero w kwietniu i liczymy na to, że będzie równie udany, jak poprzedni.

Czysty kadr

Tylko pojedynczych turystów widać też w Al-Dżamm (El Jem), które wprawdzie mieści się60 km od morza, ale jest jedną z większych atrakcji turystycznych Sahelu – wschodniego wybrzeża Tunezji, na którym leżą najsłynniejsze krajowe kurorty. Al-Dżamm to dawne punickie miasto Thysdrus. Po upadku Kartaginy Al-Dżamm pozostało wolnym miastem, a od III wieku n.e. było rzymską kolonią – jednym z najbogatszych miejsc w części Afryki rządzonej przez Rzymian.

Najwspanialszym śladem świetnej przeszłości są ruiny amfiteatru wzniesionego między 230 a 38 rokiem n.e. Dziś to najlepiej zachowany rzymski zabytek w Afryce. Miasto słynęło także z mozaik; wyrabia się je tutaj do dziś. W warsztatach i sklepikach wokół ruin amfiteatru nie ma jednak zbyt wielu odwiedzających. Ale dzięki temu w amfiteatrze można swobodnie fotografować choćby korytarze pod areną, galerie mieszczącej niegdyś 30 tys. widzów widowni. Jeszcze niedawno tłoczyli się tu turyści, dziś rzadko ktoś wchodzi w kadr.

W kawiarniach wokół rzymskiego zabytku spotkać można głównie miejscowych, niespiesznie sączących kawę. W marcowe przedpołudnie na wąskich uliczkach miasta więcej jest bawiących się dzieci niż przybyszów poszukujących ciekawego ujęcia lub pamiątek.

Przerwa w pracy

Świąteczna, leniwa atmosfera panuje też w zabytkowym ribacie i jego okolicach, w położonym kilkanaście kilometrów na południowy wschód od Susy Al-Munastirze (Monastir). Na plaży, pod miejskimi murami, śmieją się grupki nastolatków i przechadzają się spacerowicze.

Al Munastir, który powstał jeszcze w czasach fenickich, dziś jest miastem pointowym i uniwersyteckim. Niegdyś mieściło się tu 36 meczetów i pięć ribatów. Na minarecie tego, który się zachował – najstarszego na tutejszym wybrzeżu – powiewa tunezyjska flaga. Zresztą od dwóch miesięcy narodowych flag widać wiele na ulicach, rondach, przy pomnikach pierwszego prezydenta Tunezji – Habiba Burgiby. Al-Munastir to jego rodzinne miasto. Zawdzięcza mu sporo, m.in. port jachtowy, nieco wielkomiejskiej zabudowy i imponującą esplanadę.

W pobliżu ribatu położony jest stary cmentarz, na którym mieszczą się m.in. groby marabutów – świątobliwych islamskich przywódców duchowych. W sercu cmentarza wznosi się mauzoleum Habiba Bourguiby. Bourgiba został prezydentem niepodległej Tunezji w 1957 roku i panował przez 30 lat. Przykryte złotą kopułą mauzoleum powstało jeszcze za jego życia. Wewnątrz znajduje się jego „koronkowo" zdobiony sarkofag i pamiątki – m.in. pierwszy tunezyjski dowód osobisty i fotografie rodzinne. Wśród zwiedzających jest znacznie więcej Tunezyjczyków niż cudzoziemców. – Bourgiba to ojciec naszego kraju, narodu – tłumaczą z namaszczeniem Lassaad Hamza i Mohammed Kruch, strażnicy mauzoleum. – Nie zostawił żadnego majątku osobistego, nie bogacił się kosztem kraju.

To aluzja do niedawno obalonego prezydenta Zin el Abdina Ben Alego, który rządził Tunezją od 1987 roku i głównie dbał o pomnażanie majątku krewnych swoich i swojej drugiej żony, Leili z rodziny Trabelsi. Tunezyjczycy nadal są rozgoryczeni widokiem odkrytych w jednej z willi dyktatora pieniędzy – znalezisko pokazała telewizja. Wiele mówi się także o złocie, o którego wywiezienie zadbała ponoć żona Ben Alego wraz ze skorumpowanymi krewniakami.

Strażnicy mówią, że od styczniowych wydarzeń mauzoleum pierwszego prezydenta odwiedza więcej Tunezyjczyków niż jeszcze w ubiegłym roku. Zwłaszcza w dzień narodowego święta przyszło ich tu szczególnie dużo. Przyjezdni i mieszkańcy Al-Munastiru po wizycie przy sarkofagu Bourgiby odpoczywali w porcie, w ribacie i na ławkach przy prowadzącej do mauzoleum alei.

Strażnik z prezydenckiego mauzoleum ostrożniej niż sklepikarze z Susy mówi o swoich poglądach i nadziejach, jakie budzą zmiany w kraju. – Zdjęcia to proszę mi nie robić – zastrzega też. Dlaczego? – No, nie jestem w służbowym mundurze. Teraz odpoczywamy. Święto.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!