W Polsce rośnie liczba osób wymagających stałej pomocy medyczno-opiekuńczej. Czy jako społeczeństwo jesteśmy na to przygotowani?
Dr Aleksandra Modlinska: – Problem Polski wpisuje się w ogólną sytuację Europy. Społeczeństwa się starzeją, odwraca się piramida demograficzna. Nawet tak prosocjalne kraje jak Szwecja mają coraz większe trudności w opiece nad starszymi i przewlekle chorymi. Nasz NFZ też nie zaspokaja wszystkich potrzeb, mimo że pewna część zaopatrzenia chorego jest refundowana. Nie mamy się natomiast czego wstydzić, jeśli chodzi o opiekę hospicyjną, zwłaszcza domową. W Polsce dominuje model opieki domowej, który najbardziej odpowiada chorym i rodzinom. Potrzeby są jednak ogromne.
Na jakie bariery natrafiają chorzy i ich rodziny?
Większość naszych pacjentów ma 75 – 80 lat. Ich dzieci są na ogół po pięćdziesiątce. Jeśli na czas opieki przestaną pracować zawodowo, potem zwykle nie znajdą pracy. Tymczasem państwo przeznacza ogromne pieniądze na pokrycie kosztów pobytu w szpitalu chorych, których hospitalizacja przedłuża się tylko ze względu na brak możliwości zapewnienia opieki i pielęgnacji w domu. Często córki czy synowe mówią, że gdyby ktoś dał im choć część tych środków, chętnie na czas choroby bliskiej osoby zostaliby w domu. Wiele rodzin, zwłaszcza w małych miejscowościach, ma problem z dostępem do informacji. Często nie wiedzą, co im się należy i gdzie szukać pomocy. Wsparcie socjalne jest niewystarczające, ale duży problem stanowi też zaopatrzenie w sprzęt. Nowoczesne łóżka z siłownikami elektrycznymi, koncentratory tlenu czy ssaki są bardzo drogie, dlatego warto zwiększać liczbę tanich wypożyczalni. Byłoby to dużym ułatwieniem także dla rodzin tych chorych, którzy ze względu na rodzaj schorzenia nie kwalifikują się do objęcia opieką hospicyjną.
Czasem można usłyszeć głosy krytyki pod adresem rodzin chorych czy pracowników hospicjów, którzy walczą o podwyższenie standardu opieki. Czy rzeczywiście chorzy terminalnie powinni mieć np. łóżko na pilota?