Braun: TVP musi współdziałać z rządem

Niezależność nie polega na tym, że grupa ludzi zamyka się w gmachu na Woronicza – mówi prezes telewizji Juliusz Braun

Publikacja: 18.08.2011 20:58

Braun: TVP musi współdziałać z rządem

Foto: ROL

Szef KRRiT Jan Dworak stwierdził po wyborze władz TVP, że nie udało się odpolitycznić mediów publicznych. Jest pan prezesem z politycznego nadania?

Juliusz Braun, prezes TVP:

Nie czuję się politycznym nominatem. To prawda, że do rady nadzorczej zostałem powołany przez ministra kultury, członka PO (choć sam nie jestem i nigdy nie byłem członkiem tej partii). To efekt znowelizowanej ustawy medialnej, która przewiduje wskazanie jednego członka rady nadzorczej przez ministra kultury. A stanowisko prezesa objąłem w wyniku konkursu. Moja koncepcja działania TVP przedstawiona w konkursie dostępna jest nadal w Internecie.

Nowelizacja ustawy była możliwa dzięki porozumieniu PO – PSL – SLD i dziś te partie mają ludzi w zarządzie TVP. To nie jest polityczny parytet?

Trudno powiedzieć, na ile takie oceny precyzyjnie opisują rzeczywistość. Sympatie polityczne czy afiliacje członków władz mediów publicznych są powszechnie znane, niektórzy z nich nawet mają partyjne legitymacje. Nie zapominajmy jednak, że to jest też opis rzeczywistości, która – z różnym nasileniem – funkcjonuje w mediach publicznych od 20 lat. Ale dziś to nie mój problem. W tej chwili mam konkretne plany do wykonania. Staram się pracować i robić swoje.

O telewizji mówiło się już, że jest upolityczniona albo upartyjniona. Teraz mówi się „telewizja urządowiona", bo z dnia na dzień grono osób trafiło do niej z ministerstw.

Tego określenia używa głównie mój dawny kolega z KRRiT, poseł PiS Jarosław Sellin, który sam kiedyś wszedł do Krajowej Rady niemal prosto z rządu AWS jako jego były rzecznik, a potem z Krajowej Rady poszedł wprost do Sejmu, gdzie był głównym promotorem ustawy dzielącej w KRRiT wpływy między PiS, LPR i Samoobronę.

A co do meritum: czym innym jest zależność od rządu, a czym innym gotowość do kooperacji. Telewizja publiczna z natury rzeczy musi z rządem współpracować. Bo jeśli mamy realizować zadania związane z kulturą, to trudno, żebyśmy nie brali pod uwagę tego, co robi minister kultury. Podobnie m.in. w dziedzinie edukacji. I to nie jest żadne urządowienie w sensie podległości, bo takiej nie ma.

Jest za to gotowość do współpracy z rządem, z państwowymi instytucjami kultury, ale także z organizacjami pozarządowymi i społecznymi. Z działaczami tych organizacji niedawno miałem bardzo ciekawe spotkanie, będziemy korzystać z ich propozycji. Niezależność nie polega na tym, że grupa ludzi zamyka się w gmachu na Woronicza i robi coś niezależnie od wszystkich.

Ale to pan ściągnął z resortu kultury osoby, które dziś pełnią w telewizji ważne funkcje, np. Jacka Wekslera, Elżbietę Ponikło. Pracownicy ironizują, że przyszedł departament TVP z Ministerstwa Kultury.

Nie wstydzę się współpracowników. Sam pracowałem w MKiDN przede wszystkim nad strategią rozwoju kapitału społecznego, która m.in. na nowo definiuje zadania mediów – zwłaszcza publicznych – w życiu społecznym. Wymieniła też pani dwoje znakomitych fachowców, którzy mają w dodatku wielkie doświadczenie z obszaru mediów. Wnoszą do naszej pracy ciekawe spojrzenie. A czy praca w administracji państwowej to skaza na honorze? Zresztą w telewizji pracuje około 3,8 tys. osób, samych dyrektorów jest kilkudziesięciu...

Obok pana w zarządzie TVP są Marian Zalewski, który był wiceministrem rolnictwa, oraz Bogusław Piwowar kojarzony z SLD i „Ordynacką".

Przyjąłem zasadę, że nie wypowiadam się na temat moich kolegów z zarządu. Wystartowałem w konkursie, wiedząc, że zarząd ma być trzyosobowy. Przyjąłem to do wiadomości, choć nie ukrywam, że modelowo jestem zwolennikiem jednoosobowego zarządu, niezależnie od tego, kto byłby prezesem.

I nie przeszkadza panu, że w telewizji wciąż pracuje Marian Kubalica, bliski współ- pracownik Piwowara, który brał udział w zatrudnianiu Pawła Mitera, młodego człowieka, który powołując się na rzekome wpływy u prezydenta, załatwił sobie pracę w TVP?

Ale też – przypomnijmy – ani grosza z TVP nie otrzymał. A przeszkadza mi wiele spraw, które pilnie trzeba zmieniać. Ważne, żeby w ogólnym bilansie dobrego było więcej niż złego. A wracając do pana Kubalicy: nie pracuje już na pierwszej linii (jest wicedyrektorem TVP Sport, wcześniej był szefem biura zarządu – red.).

Ale pracuje. Podobnie jak Andrzej Kwiatkowski, prowadzący „Tygodnik Polityczny Jedynki" za prezesury Roberta Kwiatkowskiego. Pan jako szef KRRiT domagał się zdjęcia go z wizji za brak obiektywizmu. Dziś Andrzej Kwiatkowski jest szefem Akademii Telewizyjnej, mimo że oficjalnie przeprowadzony konkurs wygrał ktoś inny.

Miałem przed wielu laty poważne zastrzeżenia do różnych działań Andrzeja Kwiatkowskiego. Nie zmieniłem zdania, ale uznajmy sprawę za przedawnioną. Szczegółów dotyczących konkursu, o którym pani mówi, nie znam, został zakończony przed moim przyjściem do TVP. Ale przy okazji warto zauważyć, że w telewizji przez całe lata tworzono kolejne jednostki, często z powodów personalnych czy z powodu walki o wpływy. Trzeba ograniczyć liczbę biur, agencji, ośrodków. Na razie nie będę jednak wypowiadał się na temat konkretnych propozycji, a zwłaszcza nazwisk.

Porozmawiajmy zatem o programie. Podkreśla pan, że w TVP, głównie w Dwójce, będzie więcej kultury i mniej rozrywki – seriali czy kabaretów. Oznacza to mniejszą oglądalność i mniejsze wpływy z reklam. Nie boi się pan, że dla telewizji publicznej może to być samobójstwo?

Tylko ludzie bez wyobraźni niczego się nie boją. Chodzi o zachowanie proporcji. Będzie i rozrywka, i będą seriale, które widzowie kochają, np. „M jak miłość" czy „Barwy szczęścia", bo to też jest misja w myśl ustawy. Audycje poświęcone kulturze będą całkiem nowymi projektami. Owszem, ryzykownymi. Z jednej strony to duża szansa. Jeżeli na różne imprezy kulturalne w Polsce przyjeżdżają tysiące ludzi, to TVP powinna ten nurt wzmacniać, a nie promować rozrywki bez żadnej treści.

Z drugiej strony trzeba widzów przyciągać do kultury wysokiej. Jeśli uważamy, że warto inwestować np. w teatry, to dlaczego ma nie być warto inwestować w Teatr Telewizji? Niedawno jeden z dziennikarzy wypomniał mi nie bez racji, że w „mojej" telewizji nie ma miejsca na takie dyskusje, jak ta, w której sam uczestniczyłem w wielkim namiocie rozstawionym w Świnoujściu podczas „Karuzeli Cooltury". Otóż takie miejsce musi być.

Czy to oznacza wycofanie się TVP z wyścigu o oglądalność ze stacjami komercyjnymi: TVN czy Polsatem?

TVP działa na tym samym rynku, ubiega się o tych samych widzów, chcąc nie chcąc więc, uczestniczy w wyścigu, stara się zachęcić widzów, by wybrali któryś z kanałów TVP, a nie jeden z ponad 150 innych. Tylko że racją istnienia telewizji publicznej jest walka o uwagę widza za pomocą pokazywania czegoś innego. Bo jeśli mamy się ścigać wyłącznie na tej samej bieżni, to nie ma żadnego powodu, żeby publiczna telewizja istniała. Chodzi o to, aby wyznaczać standardy debaty publicznej, wspomagać uczestnictwo w kulturze, robić dobrą rozrywkę. Kiedy pokazujemy spektakl Teatru Telewizji, staramy się, aby obejrzało go jak najwięcej widzów, ale przyjmujemy do wiadomości, że może on mieć milion, może półtora miliona, a nie 7 milionów widzów. Jeżeli ktoś biegnie na 10 km, to biegnie inaczej niż ten, kto startuje na 5 km. I co innego jest wtedy miernikiem sukcesu. Wspomniany przez panią Jacek Weksler, który przez wiele lat był dyrektorem teatru, mawia, że celem musi być pełna widownia. Ale inna jest pełna widownia filharmonii, a inna meczu piłkarskiego.

A co z publicystyką? Będzie na głównych antenach czy tylko w TVP Info?

I publicystyka, i informacja muszą być znacząco obecne na głównych antenach. To jest różnica zadań telewizji komercyjnej i publicznej. Telewizja komercyjna ma w zasadzie jedno zadanie: zarobić pieniądze. My mamy inne zadania, które musimy realizować za pomocą wielu narzędzi. Ważna jest synergia wszystkich anten, czego do tej pory nie było. Z satysfakcją odnotowuję, że np. udało się doprowadzić do tego, iż w „Wiadomościach" się mówi, że kontynuacja określonego tematu będzie w wieczornym wywiadzie w TVP Info. Nowe propozycje programów publicystycznych zarówno w Jedynce, jak i TVP Info pojawią się dopiero po wyborach – do TVP Info wróci np. Jan Pospieszalski z nowym, mam nadzieję ciekawym, programem.

Na czas kampanii przewidujemy specjalne audycje. Raz w tygodniu będzie godzinna debata wyborcza, ale bez udziału publiczności, żeby żaden z polityków nie sprowadzał swoich kibiców, którzy klaszczą i buczą. Widzowie będą mogli uczestniczyć w debacie, proponując pytania. Codziennie będzie też krótka rozmowa po „Teleexpressie". Będziemy się starali podtrzymać zainteresowanie ludzi tematyką polityczną, także z myślą o działaniu profrekwencyjnym.

Program Tomasza Lisa też wróci dopiero po wyborach?

Nie, jego program będzie na antenie od początku września. To dobry, sprawdzony program, a w dodatku wynika to z kontraktu. Ale obaj mamy świadomość, że w trakcie kampanii wyborczej telewizja publiczna będzie pod szczególnym nadzorem społecznym i prasowym. Trzeba być – jak zawsze – uwrażliwionym na rzetelność, bezstronność, ale tworzyć także możliwość zabrania głosu różnym siłom politycznym uczestniczącym w wyborach.

Jednak zgodził się pan, by TVP emitowała podczas kampanii program lansujący sztandarowy projekt PO – Orliki. A tuż przed wyborami TVP Sport i inne anteny mają pokazać relację z finału turnieju o Puchar Premiera Donalda Tuska. To nie wpisuje się w kampanię?

Wszystko na dobrą sprawę można potraktować jako element kampanii. Orliki to pewien pozytywny fakt społeczny. Gdybyśmy go zignorowali, też mogłoby to zostać potraktowane jako decyzja polityczna. Jak pokazujemy korki na drodze, można nam zarzucać, że krytykujemy rządzącą PO, a jak pokazujemy nową drogę, że jej sprzyjamy. To prowadzi do absurdu.

Mówił pan, że chciałby, by o TVP media nie miały co pisać. Do końca się to nie udało. Informacje z ostatnich tygodni: protest środowisk artystycznych w sprawie odwołania szefa TVP Kultura Krzysztofa Koehlera, dymisja Iwony Schymalli, naciski na „Wiadomości", protest szefowej Biełsatu przeciwko powołaniu na jej zastępcę Witolda Laskowskiego.

Bardzo chcę, by media pisały o naszych programach, ale nie o „życiu wewnętrznym" korytarzy na Woronicza. Po kolei. Z panem Koehlerem to była burza w szklance wody. To, że ktoś pracował pięć lat w telewizji, nie jest samo w sobie powodem, by pracował tam dalej. Owszem, w trudnych warunkach robił wiele dobrego, ale akceptował też faktycznie odchodzenie kanału od koncepcji, która uzasadniała jego istnienie.

Główną tego przyczyną było regularne obniżanie budżetu TVP Kultura. Bez pieniędzy nikomu nie uda się uatrakcyjnić tego kanału, o zwiększeniu oglądalności nie wspominając.

Troszkę budżet trzeba będzie zwiększyć. Już pan Koehler punktowo dostawał pieniądze spoza samej telewizji. Nierzadko od tego okropnego ministra kultury z PO (śmiech). Nowa szefowa kanału Katarzyna Janowska przyszła z pomysłami pozyskiwania pieniędzy z zewnątrz. Chciałbym też i staram się poprawić sprzedaż reklam w kanałach tematycznych. Promocja na dużych antenach, głównie w Dwójce, treści nadawanych w TVP Kultura pozwala zwiększyć przychody reklamowe. W każdej instytucji zdarzają się zmiany kadrowe i każdy zarząd ma do tego prawo.

Kolejną zmianą mogła się okazać dymisja Iwony Schymalli, do której ostatecznie nie doszło. Jak nieoficjalnie wiadomo, Schymalli chodziło m.in. o ingerencję w jej kompetencje Jacka Wekslera i Andrzeja Godlewskiego.

Gazety i portale internetowe wiedziały „nieoficjalnie" więcej niż ja. Kolejne dziwne zawirowanie, może próba sił, będące dla mnie absolutnym zaskoczeniem. Pani Schymalla złożyła w moim sekretariacie groźne pismo, a następnego dnia złożyła inne, wycofujące tamto. Uzgodniliśmy, że – używając modnego określenia – dokonujemy resetu. Tematu już nie ma. Telewizja ostatnio ma mniej takich zawirowań, ale ten przykład doskonale pokazuje, jak to funkcjonowało do tej pory.

Agnieszka Romaszewska-Guzy, szefowa Biełsatu, protestowała, bo narzucono jej nowego zastępcę – Witolda Laskowskiego.

To zupełnie odrębna sprawa. Pan Laskowski przestał pracować w TVP, zanim objął nową funkcję. Decyzja o jego nominacji była w pełni zgodna z przepisami, ale muszę przyznać, że nie był to mój pomysł.

Bo wskazał go Bogusław Piwowar, pana kolega z zarządu odpowiedzialny za ten kanał. Czyli znów mamy do czynienia z podziałem anten, jak kiedyś między PiS i SLD?

Formalnie jest podział kompetencji, wedle którego nad m.in. TVP Polonią czy Biełsatem nadzór sprawuje pan Piwowar. Nie znaczy to jednak, że jest to jego osobne księstwo. Nie ma dziś w telewizji podziału, jeśli chodzi o wpływy partyjne w antenach. I to jest duży krok do przodu.

Formalnie za oddziały regionalne i TVP Info odpowiada Marian Zalewski, kojarzony z PSL. I tak jak jeszcze niedawno ze studia TVP Info nie wychodzili politycy SLD, tak dziś siedzą tam ludowcy. A publicznie tłumaczą dobre wyniki w sondażach „efektem normalności, która zapanowała w telewizji po zmianie zarządu". To krok do przodu?

Po pierwsze, ostrzegałbym polityków przed nadmierną wiarą w to, iż wystarczy, że ktoś się pojawi na ekranie, a naród będzie na niego głosował. Po drugie, jeszcze przed paroma miesiącami statystyki wskazywały nadreprezentację pewnej partii w programie TVP Info – i nie był to PSL. A po trzecie: będziemy z tygodnia na tydzień monitorować, ile czasu TVP Info poświęca której partii. To kwestia wiarygodności telewizji. I zapewniam, że będę reagował, jeśli pojawią się dysproporcje.

—rozmawiała Kamila Baranowska

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!