Pewnie nieraz usłyszymy podczas Euro 2012, jak spiker na stadionie ogłasza, że wszystkie bilety na mecz zostały sprzedane, mimo że wokół pełno pustych miejsc. Tak jest na każdym wielkim turnieju, bo zawsze znajdzie się spotkanie, na które popyt jest znacznie mniejszy, niż się spodziewali nielegalni handlarze, skupując bilety wiele miesięcy wcześniej.
Handlarzy można będzie podczas Euro spotkać na każdym kroku. Z napisem "Poszukuję biletu" jako znakiem rozpoznawczym ("Sprzedam bilet" nie mogą napisać, bo podłożyliby się policji). Na czas wielkich turniejów powstają całe oddziały takiego nielegalnego handlu, z biurami w miastach gospodarzach, z wizytówkami rozdawanymi w pociągach.
Już teraz na portalach aukcyjnych pełno jest ogłoszeń o sprzedaży biletów. Sposoby są różne, na Allegro jeden z użytkowników wystawił traktor z kosiarką, a bilety chce dołożyć gratis. To stary sposób na obejście przepisu o zakazie odsprzedawania biletów za wyższą cenę (art. 133 § 1 kodeksu wykroczeń). Portale zaczęły z takimi pakietami walczyć, dlatego metody się zmieniły. Teraz większość sprzedających wystawia same bilety, po cenie nominalnej i w wariancie "Kup Teraz", a nie licytacji (tak nie narusza się art. 133), ale za to wystawia je zbiorczo, w tak dużych i drogich pakietach – bywa że po kilkanaście meczów w Polsce i na Ukrainie, atrakcyjnych i nieatrakcyjnych – żeby były dla klienta nie zaproszeniem do kupna całości, tylko do indywidualnego kontaktu i sprzedaży konkretnego biletu poza portalem, oczywiście już nie po cenie nominalnej.
Taki handel kwitnie, bo skontrolowanie, czy bilet kupiliśmy legalnie czy nie, jest bardzo trudne. Sprawdzanie dowodów tożsamości przy wejściu na stadion i porównywanie ich z nazwiskiem na bilecie nie ma sensu: na wszystkich wejściówkach zamówionych przez jedną osobę jest jej nazwisko, niezależnie od tego, ile biletów kupiła i komu je przekazała.
UEFA sama taki system wymyśliła i drobiazgowe kontrole też są jej nie na rękę. Po pierwsze, na stadiony wchodziłoby się godzinami. Po drugie, przy takim sprawdzaniu mogłoby się okazać, że bilety sprzedał nie zwykły handlarz, ale któryś z działaczy, mających dostęp do wejściówek . I byłby wstyd.