Choć napady miały niemal identyczny przebieg i za każdym razem sprawcy grozili obsłudze nożem, policja nie zakłada, że były dziełem jednej grupy. – Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z trzema osobami – mówi Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji.
Mundurowi dodają, że sprawcy wybierali placówki, które nie są chronione. – Liczyli na łatwy łup – opowiada policjant.
Do pierwszego ataku doszło 14 lipca ok. godz. 17.45. Młody mężczyzna wszedł do zakładu bukmacherskiego przy alei Solidarności 68 pod pozorem obstawienia zakładów. Kiedy zorientował się, że w lokalu jest tylko pracownica, wyciągnął z plecaka nóż. Zabrał ok. 2,5 tys. zł utargu. Był ubrany w krótkie spodenki oraz koszulkę z logo Euro.
Dwa dni później obrabowano kolejny punkt bukmacherski. Tym razem zaatakowano lokal przy Pasażu Ursynowskim 3. Napastnik wszedł do pomieszczenia i zaczął wypełniać kupony. Kiedy kobieta wyszła zza lady, mężczyzna podszedł do niej z nożem w ręku. Zabrał 900 zł i uciekł.
Tego samego dnia młody mężczyzna zaatakował pracownicę zakładu przy ulicy Grójeckiej 65. Tuż przed zamknięciem wszedł do środka, podszedł do ekspedientki i złapał ją za szyję, a do pleców przystawił nóż. Napadnięta zaczęła się szarpać z napastnikiem, który sam wyciągnął z kasetki 3 tys. zł. Kobiecie nic się nie stało.