Póki co sprawdzamy pracowitość... pszczół. W mijanych górskich kotlinach, nad strumykami, wśród łąkowego kwiecia rozłożone są dziesiątki mobilnych pasiek. Na podwoziach ciężarówek zgrupowane są ule. Przybywają tu ze swymi właścicielami zaledwie na 5-6 tygodni. Od początku lipca do połowy sierpnia.
Interaktywna mapa wyprawy
Zatrzymaliśmy się przy jednej z pasiek. Gościnność, jak zwykle w Kirgistanie, przysłowiowa. Próbujemy miodu. Oganiamy się od pszczół, albo one odganiają nas. Duże wrażenie robi na nas miód sycony. Myśleliśmy, że to tylko polska specjalność. Tutejszy specjał, zwany z rosyjska miedowuchą, jest nieklarowany, pływają w nim zapomniane pszczółki, nie jest męcząco słodki. Nabywamy stosowny zapas za symbolicznego dolara. Pszczelarz uparł się, że więcej nie weźmie!
Zjeżdżamy w stronę jeziora Issyk-kul. Za Przewalskiem, w Karakol jest nawet agencja turystyczna! I są turyści. Głównie (poza miejscowymi) z Rosji. Ożywienie (biznesowe) na ulicach olbrzymie. Wszak jest niedziela, dzień targowy. Kolorowo, hałaśliwie, orientalnie.
Jedziemy wzdłuż jeziora szukać rozproszonych polskich załóg tybetańskiego konwoju. Przed nocą sprawdzimy temperaturę jeziora. Góry za nim rzeczywiście Niebiańskie.
Szczegóły na www.rp.pl/Tybet2013 oraz na stronie www.discover4x4.com.