Miał być pustynny offroad. Nie było! Wbiliśmy się w pustynię odważnie, z animuszem godnym lepszej sprawy. Po przejechaniu mniej niż dwóch kilometrów wydm porośniętych gdzieniegdzie resztkami roślinek, po odkopaniu pierwszych dwóch nieszczęśników, którzy w piasku utknęli, po spuszczeniu powietrza z kół do pożądanego na piachu poziomu, zrobiliśmy postój.
Wtedy dogoniła nas policja. Najpierw gonili nas autem. Potem piechotą. Jak nas wykryli? nie mam pojęcia. Przez satelitę?! Ale papiery mieliśmy w porządku, więc skończyło się na grzecznym dialogu. Kto, skąd, po co? I podrałowali przez piach w swoją stronę. Widać w pobliżu nie ma ani kiwonów do ciągnięcia ropy naftowej, ani instalacji wydobywających gaz ziemny. W końcu wiadomo na czym Takla Makan stoi...
Ale zapał w nas osłabł, a kobiety i dzieci już się w „piaskownicy” rozgościły. Męska część konwoju postawiła na piwo. I szczęśliwi jak dzieci, postanowiliśmy nie robić już nic więcej.Przez cały Boży dzień leniuchowaliśmy!
A słońce zrobiło nam jeszcze większą niespodziankę. Najpierw zniknęło w pustynnym pyle, który nad Takla Makanem dominuje. Potem zrobiło się jakby mniej gorąco. Do spania kładłem się na ciepłym piasku. Dobrze że w goreteksowym pokrowcu. Gdyż w nocy spadł całkiem solidny deszcz. Na pustyni!
Ale relaks w piaskownicy przydał się wszystkim.
Szczegóły na www.rp.pl/Tybet2013 oraz na stronie www.discover4x4.com.