Przygotowania do porwania jak informuje Beata Stępień-Warzecha, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu, która prowadzi śledztwo w tej sprawie zaczęły się jeszcze w ub. roku. – Przynajmniej w październiku – mówi prok. Stępień-Warzecha.
Mężczyźni zakupili już paralizatory, gaz łzawiący, kajdanki, kominiarki oraz telefony komórkowe, karty SIM. Zaczęli obserwować też mężczyzn, których mieli uprowadzić. – Wytypowali też miejsca, gdzie będą ich przetrzymywać, a także gdzie i jak ukryją pieniądze – mówi prok. Stępień-Warzecha. Dodaje, że zaczęli oni także opracowywać plan porwania i podział ról w tym przestępstwie, a także ustalili, z jakich samochodów będą korzystać.
- Poczynione przez nich przygotowania były już na tyle zaawansowane, że nie tylko został opracowany dokładny scenariusz porwania, ale przygotowane były już także konkretne miejsce, gdzie miały być przetrzymywane ofiary a między porywaczami rozdzielono konkretne role i zadania – zdarza policja.
Ofiarami grupy miało paść dwóch mężczyzn –synów dwóch podhalańskich biznesmenów. Kto konkretnie? Ani policja, ani prokuratura nie zdradza. Nie zdradza nawet powiatu z jakiej miały pochodzić ofiary. Wiadomo, że za uwolnienie jednej szajka chciała zażądać 3 mln. zł, a drugiej miliona złotych.