Na choroby reumatyczne o podłożu zapalnym cierpi około 400 tysięcy Polaków. Najczęstszym schorzeniem z tej grupy jest reumatoidalne zapalenie stawów (RZS), które dotyczy około 1 proc. populacji. RZS może rozwinąć się również u dzieci, ale zazwyczaj dotyczy osób w wieku 30–50 lat, czyli w okresie największej produktywności zawodowej. Choroba zdiagnozowana zbyt późno doprowadza do niepełnosprawności, a w dalszej perspektywie – do utraty samodzielności.
– Około 17 proc. rent powodowanych jest właśnie chorobami reumatycznymi. Wczesna diagnostyka i leczenie zmniejsza ten odsetek co najmniej o połowę. Wcześnie rozpoznane i leczone choroby reumatyczne nie stanowią przeszkody w pracy. U zdecydowanej większości chorych potrafimy osiągnąć tak zwaną remisję, to znaczy ustąpienie objawów choroby – mówi prof. Witold Tłustochowicz, konsultant krajowy ds. reumatologii.
Rozpoczęcie leczenia w ciągu 12 tygodni od wystąpienia pierwszych objawów gwarantuje wysokie prawdopodobieństwo długotrwałej remisji. Niestety, w Polsce reumatoidalne zapalenie stawów diagnozuje się przeciętnie w 35. tygodniu od pojawienia się symptomów. Także dlatego, że chorzy upierają się przy pełnych badaniach USG lub rezonansie, na które się czeka, a które są w tej specjalności – zdaniem profesora – przeważnie zbędne. Od 32 do 50 proc. chorych na RZS rezygnuje z pracy w ciągu 10 lat od wystąpienia pierwszych objawów.
– Trzeba przyspieszyć dojście chorego do specjalisty reumatologa. Diagnostyka reumatologiczna, zgodnie ze standardami europejskimi, jest bardzo prosta. Opiera się na doświadczeniu i wiedzy lekarza, a takich lekarzy mamy. Według moich szacunków, potrzeba około 105 mln zł, żeby chorzy na zapalenia stawów, a ci są najważniejsi w reumatologii, mieli pełny dostęp do reumatologa – tłumaczy prof. Witold Tłustochowicz.