Jak już informowała wczoraj "Rz", internet podbiła nagrana w stylu disco polo piosenka, wychwalająca Jacka Kozłowskiego. Urzędującym wojewoda mazowiecki, startuje z Mazowsza z list PO. Pięć lat temu nie dostał się do Parlamentu Europejskiego z pierwszego miejsca (przeskoczyła go dwójka - Jolanta Hibner). Teraz liderką listy została posłanka Julia Pitera, a Kozłowski jest tuż za nią.
"Jacek Kozłowski - europoseł polski. Mazowsze głosuje, gdy Jacek startuje" - śpiewał anonimowy artysta. W klipie zawarto także zdjęcie wojewody, stojącego na tle urzędowej tablicy.
W rozmowie z "Rz" odpowiadająca za kontakty z mediami w sztabie Kozłowskiego Aldona Toczek przekonywała, że ani wojewoda, ani osoby oficjalnie zaangażowane w jego kampanię nie mają z piosenką nic wspólnego. - Miłośnik mojego szefa postanowił mu taki prezent zrobić i jest nam z tego powodu bardzo miło - tłumaczyła, a wojewoda na swoim facebookowym profilu zapewniał, że nie znał wcześniej autora klipu. "Autora parę razy spotkałem przy oficjalnych okazjach, ale naszą znajomość trudno nazwać nawet znajomością, raczej "znamy się tylko z widzenia" - napisał Kozłowski.
Miłośnikiem, o czym poinformowała Gazeta.pl, okazał się radny powiatu grójeckiego z PO Witold Wójcik. - Piosenkę nagrałem z sympatii dla pana wojewody. Osobiście się nie znamy, ale znam jego koleje losu. Jestem samorządowcem od siedmiu lat, wiem, ile robi dla województwa - tłumaczył swoje postępowanie autor piosenki.
Piosenka wzbudziła liczne kontrowersje - również w sztabie PO - zwłaszcza, że w klipie nie zawarto informacji o związku materiału z kampanią wyborczą. Po kilku godzinach klip zniknął. "P. Witek Wójcik napisał i nagrał piosenkę na mój temat, chcąc zapewne mnie pochwalić i pomóc w kampanii. Tego, że ją dziś rozpowszechni nie uzgodnił ani ze mną, ani ze sztabem PO" - tłumaczył na Facebooku Kozłowski.