Możemy wykorzystać pieniądze strukturalne Unii Europejskiej, a Francja nie może! Każdy z naszej czwórki krajów wyspecjalizowałby się w czymś innym. Słowacy projektowaliby reaktor, Węgrzy opracowaliby paliwo, Czesi układ chłodzenia, a my materiały strukturalne. Każde z tych laboratoriów mogłoby być finansowane z pieniędzy strukturalnych, które są w dyspozycji rządów poszczególnych krajów. W rezultacie moglibyśmy wejść na rynek jako partner, który ma bardzo dużo do powiedzenia. Francuzi nie rozwiną technologii reaktorów chłodzonych gazem inaczej niż we współpracy z nami. Gdyby nasz pomysł się udał, nie bylibyśmy udziałowcem mającym parę procent, ale dużo więcej.
Koncepcja wydaje się prosta...
Paliw kopalnych jest coraz mniej, a ropa, węgiel albo gaz są jednocześnie surowcami dla przemysłu chemicznego. Natomiast z uranu i deuteru nie da się zrobić niczego innego, tylko energię. Logiczne jest więc, żeby węglowodory wykorzystywać jako surowiec dla przemysłu chemicznego, a prąd wytwarzać z tego, co się nadaje tylko do jego produkcji. Mamy otwarte okno oraz gotową strukturę i możemy z nią wejść w technologię, która za 30 lat będzie kontrolowała 85 proc. wytwarzanej na świecie energii. I moglibyśmy to robić za pieniądze europejskie.
To dlaczego nie robimy?
Mogłoby być, gdyby politycy odpowiedzialni za rozwój kraju podjęli taką decyzję. I tu wracamy do naszego stellaratora. W Niemczech – kraju o większym potencjale niż Polska – uważają, że muszą planować strategicznie w perspektywie nawet stuletniej. Nas na to nie stać, ale obowiązkowe jest planowanie na 30–40 lat. To wymaga od polityków myślenia nie tylko w perspektywie najbliższych wyborów, ale dziesięcioleci. Musimy zdecydować, jak nasz kraj ma wyglądać za 30–40 lat i co chcemy wtedy produkować lepiej i wydajniej niż inni. Albo rozwiniemy nowoczesne technologie, które można sprzedać drogo, jak reaktory czwartej generacji, albo będziemy produkować to, co potrafi zrobić każdy. Będziemy konkurować pensjami pracowników?