Rozmowa z Grzegorzem Napieralskim

Leszek Miller jest największym sojusznikiem Jarosława Kaczyńskiego – mówi były szef SLD, dziś kandydujący z list PO Grzegorz Napieralski

Aktualizacja: 08.09.2015 13:29 Publikacja: 07.09.2015 20:44

Rozmowa z Grzegorzem Napieralskim

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski

„Platforma to partia bez idei. Chodzi tylko o kasę, stanowiska i wpływy", mówił pan o PO. Dlaczego zdecydował się pan kandydować do Senatu z jej list?

Grzegorz Napieralski, współzałożyciel i lider partii Biało-Czerwoni, były szef SLD, kandydat PO na senatora: Nie odwołuję swoich negatywnych opinii na temat Platformy. Przez osiem lat krytykowałem ją i nie wypieram się tego, co mówiłem. Niech pan zauważy, że sama PO wyciąga wnioski i mówi krytycznie też o sobie. Te wnioski znajdzie pan również w układzie list wyborczych, na których wielu – do niedawna znaczących osób – nie ma lub są na dalekich pozycjach. Dziś mówmy jednak o tym, co jest lepsze dla Polski. Czy są tym rządy PiS, awantura i destabilizacja, czy jednak rozwój i otwartość na wszystkich.

Kandyduje pan dla „kasy, stanowiska i wpływu"?

Nie, PO wyraźnie mówi: jest obóz nowoczesnej Polski i jest obóz katolicko-konserwatywny. Ten podział na dwa bieguny widać wyraźnie, dziś trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron, tworzą się dwie wyraźne koalicje i moje miejsce jest po stronie nowoczesności i postępu. Premier Ewa Kopacz wspiera mnie w kandydowaniu do Senatu, mimo że byłem niejednokrotnie krytyczny wobec rządów PO. To oznaka otwartości i chcę publicznie powiedzieć, że szanuję ją za to, że w wielu przypadkach potrafi się wznieść ponad małe partyjne sprawy i patrzeć szeroko. Doceniam to zwłaszcza po swoich ostatnich doświadczeniach, kiedy wyrażałem się sceptycznie o działaniach SLD nikt ze mną nie chciał dyskutować, a Leszek Miller wyrzucił mnie z partii.

W SLD był pan marginalizowany na własne życzenie i mogło się wydawać, że dążył pan do tego, żeby pana usunięto. Jeszcze w lipcu mówił pan: „przechodzenie z partii lewicowej do PO byłoby albo łamaniem własnych zasad, albo świadczyłoby o braku takich zasad, idei".

Przede wszystkim ani nie przystąpiłem do PO, ani nie zamierzam tego robić, tak samo jak wcześniej nie robili tego ani Marek Borowski, ani Włodzimierz Cimoszewicz. Startuję jako kandydat niezależny wpierany przez PO. Nie mam kłopotu z patrzeniem w lustro przy goleniu. Dziś trzeba powiedzieć „wszystkie ręce na pokład, żeby nie dopuścić PiS do władzy". Małostkowe byłoby grzebanie się w tym, co PO robiła źle, zwłaszcza, że moje środowisko nie potrafiło wykorzystać niezadowolenia społecznego, żeby przedstawić kontrpropozycję i zbudować dla niej poparcie. Mówiąc wprost, skoro nie potrafimy pokazać, że coś zrobimy lepiej, albo ludzie nam w to nie wierzą, to nie pogarszajmy sytuacji. Potrafiłem też Platformę pochwalić. Byłem pełen uznania dla premier Kopacz za kadrowe zmiany w rządzie i wolę walki w wyborach parlamentarnych. Chwaliłem premiera Donalda Tuska za działania rządu na rzecz Ukrainy.

Jakie zmiany w rządzie uważa pan za dobre?

Zmiana ministra spraw zagranicznych na pewno była dobrym posunięciem. Radosław Sikorski był politykiem grającym na siebie i na swoje miejsce w polityce międzynarodowej. Cierpiał na deficyt powszechnego uznania i błyszczenia. Czasem był wręcz celebrytą, a to ostatnia rzecz potrzebna w dyplomacji. Grzegorz Schetyna jest politykiem gabinetowym, zadaniowcem, człowiekiem skupionym na pracy i realizacji wyznaczonych celów. Gra na sprawy Polski, a nie na własną osobę. Podobnie dobrym wyborem był Andrzej Halicki jako szef ministerstwa cyfryzacji. Wie jak pracować z wojewodami, jak pracować z marszałkami i wie jak budować masę krytyczną potrzebną do budowy e-państwa i wprowadzania nowych technologii.

Sikorski był gorszym szefem MSZ od Schetyny?

Zdecydowanie, proszę sobie przypomnieć jego wypowiedź dla „Politico", że Tuskowi proponowano w Moskwie udział w rozbiorze Ukrainy. Podobnie negatywnie oceniałem ministra finansów Jacka Rostowskiego. Tzw. reforma OFE była błędem. Nie zmieniam zdania o Platformie, ale wierzę, że kolejne cztery lata rządów Ewy Kopacz mogą być lepsze.

Wierzy pan, że PO będzie rządzić przez kolejne cztery lata?

Wciąż ma szanse wygrać wybory.

Jak?

Tylko duży obóz polityczny PO w połączeniu z PSL i rozsądną lewicą ma szansę nie dopuścić Kaczyńskiego do władzy.

Zjednoczona Lewica powinna współtworzyć front jedności przeciwko PiS?

Powinna, choć gdy patrzyłem na Leszka Millera po wyborach samorządowych, to mam wrażenie, że SLD dobija do PiS.

Dlaczego?

Leszkowi Millerowi zwycięstwo PiS jest na rękę. Samo spotkanie szefa SLD z Jarosławem Kaczyńskim w sprawie skrócenia kadencji samorządów było wystarczającą przesłanką pozwalającą stwierdzić, że obaj politycy mają wspólny cel – odsunąć PO od władzy. Dzisiaj SLD nie krytykuje PiS. Leszek Miller jest największym sojusznikiem Jarosława Kaczyńskiego.

Zjednoczona Lewica rośnie w siłę, nie musi być przychylna PiS i PO.

Niech pan ze mnie nie żartuje. Zero plus zero to nadal jest zero. Lub coś koło tego, gdy będziemy liczyć ułamki. Dziś efektem budowania „Zlewu" jest poparcie poniżej 8 proc., niezbędne dla wejścia koalicji do Sejmu. Przypomnę, że mojego ustąpienia domagano się, gdy mieliśmy w wyborach trochę ponad 8 proc., co oczywiście było poniżej naszych ambicji. Dziś taki wynik byłby triumfem zjednoczonej lewicy! To gorzka satysfakcja. Zjednoczona Lewica to twór ideowo niespójny. Jakie jest wspólne stanowisko Leszka Millera i Janusza Palikota w sprawie więzień CIA i torturowania ludzi na terenie Polski? Janusz Palikot budował tożsamość Twojego Ruchu na krytyce Kościoła i księży. Leszek Miller jako premier był bardzo hojny nie tylko dla prałata Jankowskiego. W sprawie podniesienia wieku emerytalnego Palikot był za, Miller przeciw. W sprawach światopoglądowych – jak choćby legalizacja marihuany – Palikot jest za, a dla Millera to naćpana hołota. Zjednoczonej Lewicy będzie bardzo trudno dostać się do Sejmu. Słabe listy, rozmyty przekaz i brak spójności, to może być zabójcze dla Palikota i Millera i kompletnie niewiarygodne dla wyborców lewicy. Niestety nowej lewicy nie zbudują starzy liderzy, którzy stracili już dawno swoją wiarygodność.

Czy pan wciąż jest członkiem Biało-Czerwonych?

Tak, ale podkreślmy, że nigdy nie byłem ani liderem, ani przewodniczącym, wszedłem w budowę tej formacji z pokorą, stając się szeregowym członkiem. Nie zamierzam rezygnować z Biało-Czerwonych i długofalowej pracy na rzecz szerokiego frontu centrowo-lewicowego.

Kandyduje pan z list PO jako członek innej formacji – Biało-Czerwonych?

Kandyduję do Senatu, nie do Sejmu. Partie mogą popierać różnych ludzi, z różnych środowisk i tak się dzieje. Robi to PiS, robi to PO, robiło to też SLD. Gdy byłem szefem Sojuszu, a do Senatu kandydowali Marek Borowski i Włodzimierz Cimoszewicz, to mimo że startowali z poparciem PO, zdecydowałem o wycofaniu kandydatów SLD i w tych okręgach wspieraliśmy wspólnie polityków lewicy. Nasze drogi się rozeszły, nie zgadzaliśmy się, ale przecież nikt nie powie, że Cimoszewicz, czy Borowski to nie są ludzie lewicy. Podobnie jest ze mną. Wybory do Senatu, to wybory konkretnego człowieka, a nie głosowanie na szyld partyjny.

Biało-Czerwoni nie mają do pana pretensji, że nie zasila pan ich list?

Powiedzmy sobie szczerze, że szanse na uzyskanie mandatu senatorskiego dla mniejszych ugrupowań – jak Biało-Czerwoni, ale także PSL czy SLD – są małe. To cecha takiej, a nie innej ordynacji. Ja jestem szansą na mandat senatorski dla prawdziwej lewicy, choć oczywiście startuję z poparciem PO. Budujemy duże środowisko lewicowe. Ja go nie opuszczam. To projekt długofalowy. Jedno jest pewne, ja nie wybieram się do Platformy.

Dlaczego Andrzej Rozenek , z którym zakładał pan Biało-Czerwonych, nie znalazł się na listach PO?

Proszę pytać Andrzeja Rozenka i PO. Platforma powinna poszerzać się na różne strony i budować wspólny silny front przeciwko PiS.

Wcześniej krytykował pan poszerzanie frontu przez PO o Bartosza Arłukowicza, mówiąc, że on ma serce tam, gdzie portfel.

To jest zupełnie inny przykład. Po pierwsze, sprzed czterech lat, kiedy wszyscy wróżyli nam dobry wynik i w przyszłości koalicję z PO. Przejście do Platformy w tym momencie było ciosem w plecy. Po drugie, Bartek dostał w ostatnich dniach rządu ministerialną posadę, „furę i komórę", co, no cóż... nie będę się pastwił... Poza tym Arłukowicz miał się w SLD znakomicie. Był promowany i miał być kandydatem Sojuszu na prezydenta Szczecina. Wolał przejść do PO, ale nikt go z SLD nie wyrzucał. Wręcz przeciwnie. Mnie z Sojuszu wyrzucono i próbowano upokorzyć. Nie dostałem w PO posady i pewnego mandatu do parlamentu. Wszystko muszę sobie wywalczyć.

Jak się pan czuje z Bartoszem Arłukowiczem w jednym narożniku?

Takie jest życie. To jak w rodzinie, gdzie na wspólnych uroczystościach spotykają się ludzie, których często wiele rożni. Liczę na wspólną prace dla Szczecina i Polski.

Czy w Szczecinie powinien powstać pomnik Lecha Kaczyńskiego

W demokracji każda grupa ma prawo wnioskować o uczczenie pomnikiem osoby, która, w jej przekonaniu, na pamięć zasługuje. Władze, w tym przypadku – samorządowe, powinny rozważyć, na ile wniosek odpowiada pamięci zbiorowej. Niezależnie od tego, że śp. Lech Kaczyński nie był politykiem mi bliskim ideowo, jest dla mnie zrozumiałe, że jest grupa, która chce go uczcić. Błędem było potraktowanie tego wniosku w Szczecinie jako elementu gry partyjnej przed wyborami. Zamiast całą inicjatywę, a szczególnie lokalizację, wygląd i skalę pomnika skonsultować ze szczecinianami, z różnymi środowiskami, zdecydowano się na głosowanie w radzie miasta według politycznego parytetu, bez dyskusji. Nie tyle sam prezydent Lecz Kaczyński rozpalił złe emocje, ile tryb narzucania jego osoby w imię politycznych interesów. Każdy, kto uznaje grę pomnikami za korzystną dla wyniku wyborczego, poniesie porażkę.

Kandyduje pan z list ugrupowania partii, która wkrótce może oddać władzę.

PO jest drugim ugrupowaniem w sondażach, jako jedyne rządzi dwie kadencje. Jak każde środowisko ma swoje problemy, ale nadal olbrzymi potencjał. Oczywiście, błędem Platformy było niestworzenie szerokiego obozu politycznego przed wyborami prezydenckimi, trzeba było budować obóz nowoczesnej Polski. PO uśpiły świetne notowania Komorowskiego. Jak widać, czym innym jest akceptacja, a czym innym oddanie głosu. Przegrana Bronisława Komorowskiego pociągnęła Platformę w dół. Prezydent Komorowski nie musiał tych wyborów przegrać. Przegrał niewielką ilością głosów przez złą kampanię, nie przez złą prezydenturę.

Przez to, że Polacy woleli kandydata PiS na prezydenta.

Dzisiaj Andrzej Duda jest liderem obozu PiS. Ubolewam nad tym, bo prezydent, nawet z PiS, powinien być ponad podziałami partyjnymi. Andrzej Duda opowiedział się po jednej stronie sporu politycznego, zobaczymy jak na tym wyjdzie.

Pomysłem PO na zwycięstwo jest atak na prezydenta Andrzeja Dudę?

Nie. Pomysłem jest tworzenie szerokiego otwartego obozu wszystkich tych, którym bliska jest demokracja. Od czasu wyborów samorządowych i prezydenckich w polskiej polityce nastąpiły wielkie zmiany. Jarosław Kaczyński dokonał bardzo sprytnego ruchu, budując wielki obóz konserwatywno-narodowy. Obóz prawicy od umiarkowanego Gowina po agresywnego szeryfa Ziobrę okazuje się bardzo atrakcyjny dla wyborców o poglądach prawicowo-konserwatywnych. Ewa Kopacz mądrze robi, tworząc obóz od Rulewskiego i Napieralskiego na Kamińskim kończąc. Czuję, że mogę być dla obozu Platformy wartością dodaną. Wierzę, że PO może wygrać wybory parlamentarne i rządzić z rozsądną częścią lewicy. Nie musimy oddawać Polski Kaczyńskiemu. PiS jeszcze nie wygrał. Piłka jest wciąż w grze. Do 25 października wiele może się wydarzyć. Platforma wciąż ma szanse rządzić po raz trzeci. Referendum okazało się fiaskiem. Paweł Kukiz powoli wyparowuje ze sceny politycznej. Na własne życzenie. Inicjatywa Ryszarda Petru okazuje się mało popularna wśród Polaków. Palikot i Miller są wypaleni. W Polsce jest miejsce na wiele partii politycznych, ale jest miejsce tylko na dwa na obozy polityczne. Obóz PO i obóz PiS. Wszyscy poza tymi obozami stracą na znaczeniu. Lewica prędzej czy później będzie musiała dobić do obozu PO, jeśli będzie chciała przetrwać na scenie politycznej.

Problemem, który rozpala dzisiaj Polaków są uchodźcy. Większość Polaków nie chce ich przyjmować.

Pani premier chce rozmawiać ze wszystkimi siłami politycznymi na temat polityki imigracyjnej. Pan prezydent powinien wykazać inicjatywę i spotkać się z Ewą Kopacz i rządem w sprawie stanowiska rządu dotyczącego imigrantów. Imigranci mogą pomóc wypełnić luki na rynku pracy, być rozwiązaniem problemu demografii. Przypomnijmy, że z Polski w ciągu ostatnich kilku lat wyjechało 2 mln młodych ludzi, większość z nich nie wróci. Tych ludzi będzie naszej gospodarce brakować. Dlatego potrzebna jest nam poważna debata, choć nie widzę, by imigranci masowo chcieli się osiedlać w naszym kraju. Najpierw potrzebujemy konsensusu i dobrej polityki w sprawie imigracji. Tam, gdzie trzeba pomóc, pomagajmy. Boli mnie to, że mamy strasznie krótką pamięć, przypomnijmy sobie setki tysięcy Polaków, którzy byli azylantami w Austrii, Grecji, Włoszech, we Francji, a potem szukali swego miejsca dalej w Kanadzie, Stanach, Australii. Coś dostaliśmy i w sensie materialnym, i w sensie ludzkim. Dziś pora również zachować się po ludzku i podzielić się kromką chleba. Pamiętajmy, że Polacy w swojej burzliwej historii również niejednokrotnie sami byli emigrantami i tak było, niestety przez setki lat od Powstania Listopadowego.

Powinniśmy się otworzyć również na imigrantów ekonomicznych?

Jeśli dla imigrantów Polska jest lepszym miejscem do życia, to dlaczego nie. Wielu imigrantów, którzy przyjeżdżają do nas, otwiera tu swoje biznesy, są po studiach, asymilują się. Nie udawajmy, że nie widzimy problemu. W ilu domach remont robią Ukraińcy, kupujemy jedzenie w wietnamskich restauracjach. Mam dzieci w wieku szkolnym i czasem jestem w szoku, widząc małego Wietnamczyka mówiącego piękną, płynną polszczyzną. My gdzieś wyjeżdżamy, osiedlamy się, do nas ktoś przyjeżdża. Taki jest dziś świat. Nie róbmy z tego dramatu. Oczekuje pan większej otwartości PO na kwestie legalizacji związków partnerskich i miękkich narkotyków? Lecznicza marihuana powinna zostać zalegalizowana. Medycyna już dawno dowiodła, że pomaga chorym i nie ma skutków ubocznych. Związki partnerskie powinny w Polsce funkcjonować i osoby, również różnej płci, powinny móc dziedziczyć, wspólnie się rozliczać i móc czerpać o sobie informacje w takich instytucjach jak np. szpitale.

Religię należy wyprowadzić ze szkół?

Może wystarczy, żeby Kościół sam za to płacił. Dziś to koszt ponad 1,5 mld zł. Religii uczymy więcej niż chemii czy fizyki. Czy o to właśnie chodzi? Co do zasady, to państwo powinno pomagać w ramach prawa na równi wszystkim związkom wyznaniowym, pomagać w remontach obiektów sakralnych. Ale państwo od Kościoła powinno być oddzielona, tak jak religia powinna być wyprowadzona ze szkół.

Czym chciałby się pan zająć z izbie refleksji?

Skład Senatu może być bardzo ciekawy w następnej kadencji. PiS ma szansę na większość w Sejmie, ale już w Senacie to obóz PO może dominować, w tej sytuacji ta izba odegra kluczową rolę polityczną. Widzieliśmy to już przy okazji referendum prezydenta Dudy, Senat zademonstrował swoją siłę. To będzie istotny element trzymania równowagi władzy.

Nie za wcześnie dla pana na Senat?

Nie funkcja tworzy człowieka, ale człowiek tworzy funkcję. Będę walczył o badania, nowoczesną edukację, technologię, innowacje oraz o swój region. Brakuje w Senacie komisji innowacyjności i nowoczesnych technologii i, mówiąc szerzej, tematyki innowacyjności w Polsce. Jeśli Polska chce gonić Europę, to musi być nowoczesna i innowacyjna.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!