„Platforma to partia bez idei. Chodzi tylko o kasę, stanowiska i wpływy", mówił pan o PO. Dlaczego zdecydował się pan kandydować do Senatu z jej list?
Grzegorz Napieralski, współzałożyciel i lider partii Biało-Czerwoni, były szef SLD, kandydat PO na senatora: Nie odwołuję swoich negatywnych opinii na temat Platformy. Przez osiem lat krytykowałem ją i nie wypieram się tego, co mówiłem. Niech pan zauważy, że sama PO wyciąga wnioski i mówi krytycznie też o sobie. Te wnioski znajdzie pan również w układzie list wyborczych, na których wielu – do niedawna znaczących osób – nie ma lub są na dalekich pozycjach. Dziś mówmy jednak o tym, co jest lepsze dla Polski. Czy są tym rządy PiS, awantura i destabilizacja, czy jednak rozwój i otwartość na wszystkich.
Kandyduje pan dla „kasy, stanowiska i wpływu"?
Nie, PO wyraźnie mówi: jest obóz nowoczesnej Polski i jest obóz katolicko-konserwatywny. Ten podział na dwa bieguny widać wyraźnie, dziś trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron, tworzą się dwie wyraźne koalicje i moje miejsce jest po stronie nowoczesności i postępu. Premier Ewa Kopacz wspiera mnie w kandydowaniu do Senatu, mimo że byłem niejednokrotnie krytyczny wobec rządów PO. To oznaka otwartości i chcę publicznie powiedzieć, że szanuję ją za to, że w wielu przypadkach potrafi się wznieść ponad małe partyjne sprawy i patrzeć szeroko. Doceniam to zwłaszcza po swoich ostatnich doświadczeniach, kiedy wyrażałem się sceptycznie o działaniach SLD nikt ze mną nie chciał dyskutować, a Leszek Miller wyrzucił mnie z partii.
W SLD był pan marginalizowany na własne życzenie i mogło się wydawać, że dążył pan do tego, żeby pana usunięto. Jeszcze w lipcu mówił pan: „przechodzenie z partii lewicowej do PO byłoby albo łamaniem własnych zasad, albo świadczyłoby o braku takich zasad, idei".
Przede wszystkim ani nie przystąpiłem do PO, ani nie zamierzam tego robić, tak samo jak wcześniej nie robili tego ani Marek Borowski, ani Włodzimierz Cimoszewicz. Startuję jako kandydat niezależny wpierany przez PO. Nie mam kłopotu z patrzeniem w lustro przy goleniu. Dziś trzeba powiedzieć „wszystkie ręce na pokład, żeby nie dopuścić PiS do władzy". Małostkowe byłoby grzebanie się w tym, co PO robiła źle, zwłaszcza, że moje środowisko nie potrafiło wykorzystać niezadowolenia społecznego, żeby przedstawić kontrpropozycję i zbudować dla niej poparcie. Mówiąc wprost, skoro nie potrafimy pokazać, że coś zrobimy lepiej, albo ludzie nam w to nie wierzą, to nie pogarszajmy sytuacji. Potrafiłem też Platformę pochwalić. Byłem pełen uznania dla premier Kopacz za kadrowe zmiany w rządzie i wolę walki w wyborach parlamentarnych. Chwaliłem premiera Donalda Tuska za działania rządu na rzecz Ukrainy.
Jakie zmiany w rządzie uważa pan za dobre?
Zmiana ministra spraw zagranicznych na pewno była dobrym posunięciem. Radosław Sikorski był politykiem grającym na siebie i na swoje miejsce w polityce międzynarodowej. Cierpiał na deficyt powszechnego uznania i błyszczenia. Czasem był wręcz celebrytą, a to ostatnia rzecz potrzebna w dyplomacji. Grzegorz Schetyna jest politykiem gabinetowym, zadaniowcem, człowiekiem skupionym na pracy i realizacji wyznaczonych celów. Gra na sprawy Polski, a nie na własną osobę. Podobnie dobrym wyborem był Andrzej Halicki jako szef ministerstwa cyfryzacji. Wie jak pracować z wojewodami, jak pracować z marszałkami i wie jak budować masę krytyczną potrzebną do budowy e-państwa i wprowadzania nowych technologii.