Tuż przed powstaniem, 31 lipca, jechałem rondem Waszyngtona do domu, na ulicę Żelazną. W tramwaju widziałem wystraszonego motorniczego i konduktorów, którzy na Gocławiu zauważyli ruskie czołgi. Już wszyscy uważali, że to będzie szybkie wyzwolenie, choć od tej szpicy do nadciągnięcia sił trochę potrwać musiało.
Pierwszego sierpnia matka powiedziała, żebyśmy pojechali na Mokotów, na Dworzec Południowy, bo tam kolejka z Grójca dojeżdżała, żeby kupić jakieś owoce. Ale nic nie kupiliśmy i około pierwszej wróciłem na ulicę Żelazną.