Parada na święto Wojska Polskiego, nominacje generalskie, przemówienia notabli; o armii znowu było głośno. Generalnie, lubimy nasze wojsko, ale mimo zagrożenia ze Wschodu, słabo rozumiemy, dlaczego właściwie państwo traktujące poważnie swoją suwerenność musi mieć silną armię.
Oczywiste są powody historyczne. W Europie bywały dłuższe okresy pokoju i prosperity niż 70 lat dzielące nas od drugiej wojny światowej, a jednak następowały po nich krwawe jatki. Pokój nie jest wieczny. Ale to dawne czasy, analogie historyczne kiepsko zaś przemawiają do współczesnych umysłów. Pokuśmy się zatem o podanie ledwie trzech fundamentalnych powodów, dla których tu i teraz Polska potrzebuje dobrego wojska.
Powód pierwszy: zbrojny nieład. Po upadku komunizmu nie ukształtował się nowy porządek globalny oparty na długofalowych porozumieniach. Nie powtórzył się ani traktat westfalski, ani kongres wiedeński, ani traktat wersalski, które regulowały świat po wielkich zawieruchach. Z natury rzeczy zwycięzca zimnej wojny, czyli Stany Zjednoczone, stał się na krótko światowym hegemonem, ale pozycja ta jest obecnie silnie kontestowana. Demokratyzacja i liberalizm, a więc wartości, które miały przeorać i ustabilizować sytuację, utraciły impet i nie są już motorem zmian.
Południowe podbrzusze Europy – świat islamski, znalazło się w stanie wrzenia, szczęk żelaza słychać też na wschód od Polski. Złudzeniem byłoby liczyć, że ów nieład zmieni się w nowy porządek inaczej niż poprzez serię wojen. Przecież one już trwają. W świecie konfliktów państwo ze słabą armią lub bez niej niewiele znaczy.
Powód drugi: chwieje się w posadach projekt pokojowego „imperium" wchłaniającego kolejne kraje na zasadzie dobrowolności dzięki sile przyciągania swoich praw oraz instytucji, czyli Unia Europejska. Wspólnota była i wciąż jest unikalnym w historii tworem o takiej sile gospodarczej i skali oddziaływania, który nie ma w ogóle podpory militarnej. Wszystkie projekty połączonej obrony od Europejskiej Wspólnoty Obronnej, poprzez Unią Zachodnioeuropejską, czy wreszcie stosowne zapisy w traktacie lizbońskim, spaliły na panewce. Nigdy nie powstało coś, co choćby w zarysie tworzyłoby europejskie siły zbrojne. Tymczasem pokojowa dywidenda, dzięki której Wspólnota mogła powstać i się rozwijać, właśnie przemija. Tarcza unijnych praw i instytucji już nas nie ochroni.