Ubiegłotygodniowe spotkanie „normandzkiej czwórki" w Berlinie nie przyniosło pokoju do Donbasu. Separatyści oskarżają Kijów o próbę przeprowadzenia ofensywy w rejonie Mariupola.
Twierdzą też, że Kijów ściąga do Donbasu posiłki z zagranicy. – 2 km od linii frontu w okolicy miejscowości Szyroka Balka dwoma ciężarówkami przyjechało 40 polskich najemników – oświadczył minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) Eduard Basurin. Newsa natychmiast rozkolportowały rosyjskie media.
To nie jest pierwsza próba oskarżenia Polaków o udział w wojnie na wschodzie Ukrainy. Wcześniej separatyści przekonywali, że werbowaniem ochotników do Donbasu zajmuje się firma konsultingowa Salvor i Wspólnicy, powiązana z byłym szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem. Informacje te jednak wielokrotnie były prostowane. Firma ta zajmuje się doradztwem strategicznym dla sektora energetycznego.
Kijów zaprzecza, by korzystał z usług polskich najemników. – To kolejne zwidy samozwańczych władz Doniecka. Polskich najemników nie widziałem, ale widziałem rosyjskich żołnierzy, których łapaliśmy w Donbasie – mówi „Rz" kpt. Leonid Matiuchin, ukraiński dziennikarz wojskowy i były rzecznik operacji ATO.
– Kontrolowani przez Rosję separatyści na wszelkie sposoby próbują odwrócić uwagę od rzeczywistej sytuacji na froncie, która po spotkaniu „czwórki normandzkiej" w Berlinie jeszcze bardziej się zaostrzyła – dodaje.