Daniel Obajtek, do niedawna beniaminek władzy – ma kłopot. Poważny kłopot wizerunkowy. Nie tylko zresztą on, ale cała macierzysta formacja prezesa. Bo – choć to już od dawna nieprawda – fundamenty PiS budowano na wizerunku formacji ideowej, walczącej z korupcją, nepotyzmem, układami. „Republika kolesiów" – to był obraz poprzedników. Zarówno kadr związanych z PO, jak i – przede wszystkim z jej koalicjantem – Polskim Stronnictwem Ludowym, które miało obyczaj obsadzać urzędy członkami rodzin działaczy, aż do czwartego pokolenia. PiS zapowiedziało wojnę z taką Polską i mimo iż po stokroć tej zapowiedzi się sprzeniewierzyło, do dziś wyborcy partii prezesa Kaczyńskiego w jakiś magiczny sposób wierzą w tamte hasła. I właśnie do rozmontowywania tej wiary przyczynia się przypadek jednego z ulubieńców prezesa.