Ptaki na plaży

Margaret Court – australijska mistrzyni tenisa, zwyciężczyni 24 wielkoszlemowych turniejów w singlu

Aktualizacja: 27.01.2010 19:10 Publikacja: 27.01.2010 15:15

Ptaki na plaży

Foto: ROL

[b] Legenda głosi, że pierwszą nagrodą, jaką otrzymała pani za zwycięstwo w turnieju tenisowym, był parasol... [/b]

[b]Margaret Court:[/b] To prawda. Byłam bardzo rozczarowana, bo mężczyzn wynagradzano lepiej. W tym samym turnieju Australian Open 1960 Rod Laver czy Roy Emerson, niestety, już nie pamiętam który z nich, dostał przepiękną srebrną zastawę do herbaty. A ja zwykły parasol. To frustrujące. [b]W czasach pani świetności przyjemność z gry była najważniejsza? [/b]

Nie myślało się o pieniądzach czy nagrodach. Dostawaliśmy głównie puchary. Pamiętam, że gdy wygrałam Australian Open w 1961 roku, znowu mnie skrzywdzono, gdyż panowie odebrali złotą zastawę, a ja pudełko pełne kosmetyków.

[b] Jako dziewczynka marzyła pani o grze w Paryżu czy Wimbledonie? [/b]

Zostać mistrzynią Australian Open to wspaniałe uczucie. Natomiast reprezentowanie swojego kraju i podróż za ocean były wyjątkowym splendorem. Barwy Australii były dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego. Grałam w tenisa z miłości do sportu. Zawsze starałam się być nr 1 wśród Australijek, bo lubiłam tę odpowiedzialność, gdy wyjeżdżałam na Roland Garros czy Wimbledon.

[b] Ostatni tytuł w Australian Open w singlu zdobyła pani w roku 1973, po urodzeniu pierwszego dziecka... [/b]

Doskonale pamiętam ten turniej. Urodziłam syna i starałam się powrócić na szczyt rankingu. Nie mogłam uwierzyć, że po przyjściu na świat Daniela byłam w olśniewającej formie. Wygrałam 24 z 25 turniejów w 1973 roku. Czułam w sobie niezwykłą siłą. Schodziłam z kortu, ale byłam zdolna grać w nieskończoność. Nigdy później nie czułam się tak mocna. Tego roku przegrałam tylko finał Wimbledonu. Dziecko daje gigantyczną siłę. Możesz nie wstawać codziennie do ogrodu, aby podlać róże, ale po urodzeniu dziecka podlewanie jest pestką.

[b] Nie miała pani obaw, opuszczając rodzinne Albury, że dziewczynę z prowincji przytłoczą światła wielkiego miasta? [/b]

Bałam się, a jakże. Miałam 15 lat, a mój trener Wally Rutter powiedział: „Jedź do Melbourne albo Sydney. Inaczej zmarnujesz talent”. Wally znał Vica Edwardsa, guru trenerów, a ten spojrzał na mnie i rzekł: „Margaret jest za chuda, nigdy nie przebije się w tenisie“. Wally wierzył jednak we mnie i nie spoczął, dopóki nie pomógł mi rozwinąć skrzydeł. Zagadnął Franka Sedgmana (sławny australijski gracz z lat 50. – przyp. red.). Frank rzucił: „Przyjrzyjmy się jej”, zaprowadził mnie do Keitha Rogersa, znakomitego trenera, który dostrzegł we mnie potencjał. Przez pięć poranków w tygodniu chodziłam do sali gimnastycznej, gdzie ćwiczył Frank. [b]To Rogers obudził w pani wiarę w to, że może być pani mistrzynią? [/b]

Tak. Czasami myślę sobie, że nie zdobyłabym moich tytułów, gdyby nie jego determinacja. Dzięki częstym treningom praktycznie nie miałam kontuzji, mogłam godzinami biegać po korcie. Zdarzało się, że wstawałam o 4.30 rano, aby pobiegać na plaży, a moją jedyną widownią były ptaki. Piękne chwile.

[b] Amerykanka Billie Jean King była najpoważniejszą rywalką? [/b]

Tak. Na początku groźna była też Brazylijka Maria Bueno, ale potem nastała era 15-letniej dominacji King. Wszyscy chcieli oglądać wówczas finały Wielkiego Szlema Court – King. Nasza ówczesna rywalizacja przypominała pojedynki Bjoerna Borga z Johnem McEnroe czy Rafaela Nadala z Rogerem Federerem. King była z żelaza pod względem mentalnym. Wytrzymywała napięcie meczowe niczym Justine Henin. Wychodząc na kort, musiałam być maksymalnie skoncentrowana.

[b] Którą ze współczesnych tenisistek najbardziej lubi pani oglądać? [/b]

Wyjątkowo podoba mi się gra Henin. Ona ma najpiękniejszy bekhend u pań. Walczy, nie poddaje się. Lubię również patrzeć na Clijsters. Kim ma wspaniałe serce, przekazała czek na szpital w Brisbane. Troszczy się o dzieci. Rozumiem ją, bo ludzie rzadko doceniają fakt, że mogą wstać o własnych siłach i iść do pracy. Pracuję z dziećmi, których uśmiech jest najsłodszą formą podziękowania za trud włożony w ich edukację. Są okaleczone przez los, ale mają wspaniałe serca.

[b] Z kim kojarzy się pani Polska? [/b]

Z ludźmi, którzy przyjechali do Australii, bo szukali wolności. Rodzice Alicii Molik (australijska tenisistka polskiego pochodzenia – przyp. red.) wyjechali z ojczyzny, ciężko pracowali w Australii, aby dać jej godny start w życiu. Cenię ich za codzienny trud i rozumiem, jak ciężko musiał walczyć Lech Wałęsa, żeby kolejne pokolenia nie musiały wyjeżdżać z ojczyzny. Sama wiem, jak cudownie jest móc wypić herbatę we własnym domu. To wyjątkowa chwila. Życie to radość z codziennych, pozornie banalnych czynności.

[i]—rozmawiał w Melbourne Tomasz Lorek [/i]

[ramka][srodtytul]Sylwetka [/srodtytul]

[b]Margaret Court [/b]

Wątpliwe, aby ktokolwiek poprawił należący do niej rekord. Australijka, urodzona 16 lipca 1942 roku, ma w kolekcji 64 wielkoszlemowe tytuły. 24 razy triumfowała w singlu, 19 w deblu i 21 w mikście. W 1970 roku wygrała wszystkie turnieje w grze pojedynczej w Wielkim Szlemie. Wysoka, o długich rękach, wspaniale grała przy siatce. 11 razy wygrała finał gry pojedynczej podczas Australian Open. Dziś charytatywnie zajmuje się pracą na rzecz niepełnosprawnych dzieci. Trzeci co do wielkości kort w Melbourne Park nosi jej imię. [/ramka]

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!