[b]Rz: Ceni pan takie zimowe niewielkie mityngi jak Pedro’s Cup: z dymami, światłami i muzyką, ograniczone do kilku konkurencji?[/b]
[b]Tomasz Majewski:[/b] W kraju, w którym nie ma hali lekkoatletycznej z normalną bieżnią, to jest jedyna droga do pokazania naszego sportu. Dobrze, że mogę gościć rywali. Mamy z Christianem Cantwellem swój cichy ranking. Na trzy starty w Polsce trzy razy mnie pokonał, ale ja, jako jedyny, zwyciężyłem go w USA.
[b]Ile jest w waszych relacjach z Cantwellem szczerego koleżeństwa?[/b]
W lecie spotykamy się często, parę razy w tygodniu. Jesteśmy na takim etapie, że Christian zaprasza mnie do domu w USA. Mówi – przyjeżdżaj, mam dużo miejsca, dom na 5000 stóp kwadratowych, będzie fajnie. On ma tam spokojne życie, żonę, dziecko, farmę. Tylko mieszka w Missouri, trochę daleko. Jeszcze nie mam takiej swobody, by tam wpadać na parę dni.
[b]Ma pan ważniejszy cel na ten sezon, niż wygrywać prestiżowe pojedynki z mistrzem świata?[/b]