– Pomysł tego widowiska ewoluował – mówi Filip Łobodziński, dziennikarz i tłumacz, a także, o czym nie wszyscy wiedzą, muzyk Zespołu Reprezentacyjnego. Założył tę grupę w 1983 roku, jeszcze jako student iberystyki razem z kolegą z wydziału Jarosławem Gugałą i Adamem Jamiołkowskim z Politechniki Warszawskiej. Tłumaczyli, aranżowali piosenki Lluisa Llacha i Georgesa Brassensa. – Dyrektor Jarosław Kilian zwrócił się do mnie z propozycją wystawienia piosenek Brassensa – mówi Łobodziński. – Chciał, żebym napisał scenariusz, a nawet wyreżyserował całość. Tę ostatnią ofertę odrzuciłem – ważnymi sprawami powinni zajmować się profesjonaliści. Ale stworzenia scenariusza chętnie się podjąłem. Początkowo miał to być monodram, z czasem aktorów przybyło, a formuła ze spektaklu zmieniła się w koncert. Zrezygnowano z części akcji na rzecz muzyki.
– Ostatecznie powstał hymn na cześć indywidualizmu – dodaje Łobodziński. W programie wieczoru znalazły się przede wszystkim utwory Brassensa z repertuaru Zespołu Reprezentacyjnego. Usłyszymy między innymi „Złą opinię”, „Króla”, „Piosenkę dla starego wieśniaka”, „Jestem mały miś”, „Pogrom”. Zabrzmi też „Goryl”, „Naga kąpała się w toni” czy „Dzielna Margot”.
Wyjątki stanowią dwie piosenki dodane specjalnie na życzenie wykonawców – „Zakochani na ławkach” oraz „Liczba mnoga”.
– Utwory Brassensa są bardzo osobiste, pisane przez artystę dla samego siebie. Wykonywał je w sposób niezwykle ascetyczny, a melodia była tylko pretekstem do zaprezentowania tekstu – mówi Filip Łobodziński. – Cieszę się, że te piosenki mogą ponownie zaistnieć dzięki takim spektaklom jak ten przygotowany na scenie Teatru Polskiego. Wierzę, że aktorom uda się uniknąć zbytniej ich teatralizacji. Teksty Brassensa najlepiej brzmią, gdy artysta nie przesadza z interpretacją, zachęcając do wspólnej zabawy i refleksji.
Georges Brassens (1921 – 1981) pierwsze piosenki zaczął pisać jako 16-latek, grając na banjo w zespole założonym wspólnie z kolegami. Prawdziwą karierę zrobił po trzydziestce, dzięki występom w kabaretach na Montmartre.