– Ja zjem swojego pączka dopiero wieczorkiem w domku, przy herbatce – mówi nam Zofia Strzałkowska, drugie pokolenie cukierników z Powiśla.Spragnieni pączków warszawiacy szturmowali cukiernie. Podczas najsłodszego dnia w roku, nie liczył się czas spędzony w kolejce. – Udało mi się je kupić po 1,5 godziny. Mam 40 sztuk: dla rodziny 10, dla koleżanki 10 i do biura 20 – cieszył się Andrzej Augustyniak, który tradycyjnie kupuje pączki w cukierni Bliklego na ul. Nowy Świat 33.Również przy cukierni Pawłowicz na ul. Chmielnej 47a kolejka robiła ogromne wrażenie (na zdjęciu).
– Staliśmy dwie i pół godziny, ale mamy pięć pączków z różą i płatkami migdałów. Cieplutkie – cieszą się Ewa Widła i Konrad Turzyński, studenci z UW.
Przygotowania do najcięższego dnia w roku cukiernicy zaczęli już we wtorek.
– Od godziny 22 wyrabialiśmy ciasto, z którego przygotowujemy placki. Garujemy je (przechowujemy pod ciśnieniem w specjalnych komorach – red.) pół godziny, po czym smażymy we wrzącym smalcu. Nadzienie dodajemy na końcu, inaczej zostanie wchłonięte w ciasto – zdradza sekrety jeden z najsłynniejszych warszawskich cukierników Łukasz Blikle, piąte pokolenie cukierników.
Niestety, nie wszystkim udało się dostać smakowitego pączka. – Stałem w kolejce i nagle zabrakło pączków. Miały być za godzinę, więc wyszedłem – żali się Tomasz Warchoł, który przybył do Galerii Wypieków na ul. Puławską.