To prawda, że obowiązkiem Instytutu Pamięci Narodowej jest przygotowywanie i publikowanie katalogów zawierających dane osób, wobec których zachowały się dokumenty świadczące, że organy bezpieczeństwa PRL zbierały o nich informacje, w tym tajnie, a nie stwierdzono dokumentów świadczących, aby byli funkcjonariuszami tych organów lub ich tajnymi współpracownikami (art. 52a. pkt 7 ustawy o IPN).
Jednak IPN nie ma prawnego obowiązku umieszczania na tej liście osób w kolejności ich opozycyjnego znaczenia. Zresztą w niektórych wypadkach taka ocena mogłaby sprawiać trudności bądź wywoływać kontrowersje.
Praca IPN przypomina pracę sądów, tam są jednak pewne regulacje: sprawy sądowe z zasady powinny być rozpoznawane według kolejności wpłynięcia do sądu, ale na tym pierwszeństwo się kończy. Jedna sprawa bowiem wymaga jednej rozprawy, a inna kilku, i ta bardziej skomplikowana z natury rzeczy musi trwać dłużej.
Tak samo może być z aktami badanymi przez IPN. Nawet gdyby instytut ustalił jakąś listę, według której jego pracownicy przeglądaliby dokumenty, nie gwarantowałoby to, że kolejność "na wyjściu" byłaby taka jak "na wejściu" tej procedury.
Zatem, aby stawiać IPN zarzut, że jednych opozycjonistów faworyzuje, a innych zasługi jakby pomniejsza, trzeba wykazać, że przewleka się zbadanie ich spraw.